piątek, grudnia 24, 2004

Wesołych wszystkim ;-)

czwartek, grudnia 23, 2004

Bleeee....probuje napisac Wam zyczenia, ale to trudne, bo dzien, w ktorym kazdemu trzeba powiedziec cos milego przekracza moje mozliwosci :) A zatem krotko, zwiezle i na temat: badzcie ZDROWI, SZCZESLIWI, PELNI ENERGII I CHECI DO ZYCIA - wszystko inne pojawi sie z czasem. Pozdrawiam. Bawcie sie dobrze w czasie tych swiat :)

środa, grudnia 22, 2004

Dzis widziałam godzine 2:22 a potem widziałam 3:33.... czuję się, jak szczęsliwy przyrodnik :D
Właśnie pożarło mi bardzo mądrego, metafizycznego posta. Wrrrrrrrrrrr;) Więc będzie głupawy, czyli normalny, takie słowiańskie constans:
Zwracam uwagę na malutką zmianę: tło pod tekstami postów nie jest już przezroczyste, ponieważ nie tolerowała tego coraz popularniejsza wśród użytkowników tego bloga przeglądarka - Opera. To dla Ciebie, mój Abi:)
I dla Siebie;)
Świątecznego cokolwieksobiewymarzycie!

piątek, grudnia 17, 2004

"Katharsis" Andrzeja Szczeklika - wszystkim tym, którzy w czasie swiąt chcą przeczytać cos lekkiego, z drugiej strony nie marnować czasu na mało rozwijające czytanki w stylu "cos tam cos tam i koniec" :) Polecam lekarzom, adeptom sztuki (szeroko rozumianej), ludziom na poziomie, ludziom wspinającym się na poziom, wszystkim ludziom :) Pozdrawiam.
Ja to bym raczej w swoim przypadku nazwała zaćmieniem tegoROCZNYM. I niechze ten się juz kończy i zaczyna nowy, w którym się wygrywa!!!
E tam, przesadzacie, emeryci :-)

A co do bloga, to chyba chodzi o to, zeby pisac tu, kiedy ma sie cos do powiedzenia(?) Wiec mozna przyjąć, że dorwało nas zbiorowe okołoswiateczne zaćmienie umysłowe...
zabrzmiało to jakbys komus...hm...niewazne

owszem, czuje sie staro. smutne, nie? ;-)

czwartek, grudnia 16, 2004

moze jakas porzadna kampania reklamowa? trzeba młodych przyciągnac ;-)
K., zrób tak jak ja - odwiedzaj bloga co 3-4 tygodnie. Zostaniesz zaskoczona ilością messów, jakie się w tym czasie pojawiają... ;-)
Blog to efemeryda. Jest jeszcze wtedy, kiedy jej już nie ma. I nie ma jej wtedy, kiedy jeszcze jest.
Na drugie mam Heidegger:))

wtorek, grudnia 14, 2004

I ja tak kiedys myslalam :)

niedziela, grudnia 12, 2004

Dzis spróbujemy odpowiedziec sobie na pytanie: co to jest blog? Najkrócej mówiąc jest to takie wirtualne miejsce, które wszyscy mają w dupie...hmmm, to chyba wszystko na dzis drogie dzieci :) Dobranoc!

niedziela, grudnia 05, 2004

albo kiedy zaczynasz płakać i juz zaden powód nie jest dosć dobry, zeby przestać

sobota, grudnia 04, 2004

To juz jest prawdziwa deprecha: jak sie nawet Cave'a i Joy Division sluchac nie chce, bo brzmia zbyt wesolo...

czwartek, grudnia 02, 2004

Znacie? Jeśli nie, to popatrzcie:). Kiedyś gadaliśmy z abnukiem o stylu pokemoenowym i oto stało się to, co musiało się kiedyś stać: nasz blog przyjmie taką oto postać: www.krasiniak.blogpietnastki.hej
Jak się zapatrujecie na nasz nowy image:)))?

Co do śniegu to racja. Poranki w słońcu i w śniegu są zupełnie nierzeczywiste, pewnie dlatego tak rzadkie. Była u nas w szkole Amerykanka, Penelopa, nie wiem czy pamiętacie. Otóż ona zachwycała się drogą przez kładkę (tzw. dolina Łydyni), kiedy spadł śnieg, a do tego pojawiła się szadź. Mówiła, że wtedy rozpościerają się tam widoki jak z Bruegla.
Z Bruegla? Więc okazuje się, że to, co absurdalne, może być tak sugestywne? Pewnie tak.

czwartek, listopada 25, 2004

Mnie tez brakuje, wszystkiego po trochu... a czuje, ze z kazdym tygodniem coraz wiecej trace, trace cos cennego, a nie wiem co (bez banalow o mlodosci, please). Dziwny taki marazm. Mam pomysl - moze by tak zalozyc jakiegos art-bloga, gdzie mozna by sie dzielic swoimi myslami, uwagami i miniaturami tworczymi w waskim gronie, he? Wiem jak to z entuzjazmem, gdy sie ma sto innych rzeczy na glowie, ale ja sie jakos niezrealizowany czuje i chyba nie tylko ja...
Wczoraj był taki piękny dzień. Od samego rana az do końca...
a dzis... :(
Dzis nic mi się nie chce. Cokolwiek zacznę - zostawiam, bo brakuje i sił i motywacji zeby dokończyć...ech...a tyle czasu i tyle mozliwosci. Wszystko na przekór...:-/

wtorek, listopada 23, 2004

Dziękuję za ciepłe słowa... A przestałem się udzielać, gdyz z taką frekwencją postów mozemy równie dobrze przerzucić się na gadu-gadu ;-)
W dobrym towarzystwie to i pomilczeć mądrze i przyjemnie:)

poniedziałek, listopada 22, 2004

Od czwartu juz nawet Wodzu się nie odzywa.....
Ludzie, co z Wami? :)....

czwartek, listopada 18, 2004

Wodzu, powtórzę się, ale...jak Ciebie mozna nie uwielbiać za takie teksty? :D No ja po prostu nie wiem :)))) Więc jakbys kiedys miał chwilę zwątpienia, jakie ludziom przeciez czasem się zdarzają - zerknij na moje pytanie o odpowiedz sobie szczerze: "nie mozna po prostu!" :)))
Pozdrawiam Ciebie i wszelkich ludzi na tej planecie, którym pozostała jeszcze krztynka poczucia humoru :)
Suknie, ponczochy, nakrycia, krajobraz ciemny, swieczniki, ...metal? To pewnie jakas gotycka impreza. I jeszcze waniliowy poncz i naga dziewczyna...ech, marzenia, marzenia... ;-)
Stanisław Grochowiak

Gdy już nic nie zostanie

Kiedyś usadzę cię nagą wśród przepychu
Będą tam suknie ciężkie jak woda
Będą pończochy o zapachu jabłek
Będą na głowę nakrycia szerokie
I będzie metal

Chcę mieć cię nagą w krajobrazie ciemnym
Gęstym od brązów świeczników waz
Z których niech dymi waniliowy poncz
W rozdęte chrapy nieruchomych dogów

Czuł tę potrzebę Rembrandt kiedy Saskię
Malował coraz w śmierć swą odchodzącą
Jakby chciał wstrzymać ją wagą winogron
Przygnieść świeczników drogocennych światłem


Ciężka poezja, widzę, się zbliża. Nadchodzi czas okrutnych cudów, jak mawiał mistrz Lem. :)
Skąd to, Hę?
Buźka się uśmiecha, jak każda inna tutaj. Niech się uśmiecha. Co jej pozostało?

wtorek, listopada 16, 2004

Czołem Wodzostwo!
Przed snem wreszcie przypomniałem sobie. Sprawa wygląda mi na konfabulację Austera: mocno to podejrzane i (bo) postmodernistyczne. Co nie zmienia faktu, że można się w ten sposób bawić interpretacją.
Co do Bartha, to znam go tylko z omówień. Za wyjątkiem powieści Sabbatical, którą kupiłem w jakiejś taniej książce i próbuję co pół roku zacząć czytać, ale się nie da. Furmuła „literatura wyczerpania” jest na tyle nośna i zrozumiała, że chyba nie trzeba sięgać do źródeł. Gombrowicz mówił tak o Kafce: nie trzeba go czytać, żeby rozumieć. Coś w tym jest.

sobota, listopada 13, 2004

Tak. Dziś właśnie i tu i teraz. Oto postanowiłam urządzić sobie noc werbalnej wystawy moich wewnętrznych – zewnętrznych epifanii, ciemnych błądzeń w ciemnych dolinach, gdzie jednak zła się lękałam, choć „się nie ulęknę...”. Teraz, bo potem będzie za późno, powiem o tym, o czym potem chyba ( bo nie wiem jeszcze) nie będzie wolno. Bo kiedy staje się już, kim się staje, droga, którą się przyszło przestaje, ustaje i ...znika. Więc powiem tylko, skoro już stojąc patrzę na was wszystkich, nie widząc was jednocześnie, że się trochę boję i trochę cieszę. Że zamykam oczy i zamyślam oczy i wiem, że kiedy je otworzę zobaczę tych nowych. Tych, do których będę mówić, o których będę mówić i za których z czasem też chyba się wypowiem. Bo chodzi o to, że teraz wciąż do nich mówię. Idę do sklepu, idę do domu, nie idę, myślę, że idę...i wciąż mówię, mówię, uczę, mówię, przestaję, znów mówię. A boję się, bo myślę...za dużo. Bo gdyby wszystko można było zatrzymać na chwilę. Świat na chwilę i powiedzieć szybko wszystko....wtedy bym zdążyła. A tak – płynie i płynie...i upływa, a tu trzeba komentować o tym, co zostaje. Oto mój dialog, wewnętrzny, w którym ja i mój uczeń nie-rozpoczęty, nie-rozpakowany, nie-zły, wciąż mój...
I tego momentu, kiedy powiem – „bo tak” i tego, w którym pojawi się zniecierpliwienie, znudzenie...i tego, w którym w ogóle cokolwiek przestanie się pojawiać...boję się....
Do Wodza: eeee...a ja wiedzialam tylko (do chwili przeczytania Twojego posta), ze ten Pan "Bakunowy faktor" (nie mam zielonego pojecia jak to w oryginale) napisal... ale wiedza sie bede mogla podzielic, jak przeczytam, bo to jedna z tych ksiązek, które strasznie mi polecano, a teraz czeka grzecznie na swoją kolej...

piątek, listopada 12, 2004

Ty mi tu nie czaruj prozą, tylko odpowiedz na pytanie! ;-)

Ten dialog o Don Kichocie jest w drugiej polowie "Miasta ze szkła", a dokladniej w trakcie rozmowy Quinna z Austerem w mieszkaniu tego drugiego. Bardzo fajny pomysl na czytanie Cervantesa, w wolnej chwili chcę to zestawić z wykładami Nabokova i samą treścią ksiązki.

A na marginesie: jesli ktos cos wie o panu imieniem John Barth, szczególnie o jego eseju pt. "Literatura wyczerpania" (moje tlumaczenie oryginału: "Literature of Exhaustion"), zapraszam do wyczerpującego dzielenia się ową wiedzą ;-)
Wodzu, wybaczenia... Tego dnia otworzyłem, ale nie doczytałem... może teraz?
Jest taka godzina, że do łóżka z książką wpadam, ciekawe, ile zapamiętam, ile zrozumiem, a najciekawsze będzie to, ile z tego będzie Austera, a ile mojej w sen zapadającej, na krawędzi dnia/nocy/ranka balansującej... już, już spada:)... świadomości. Hę?

czwartek, listopada 11, 2004

Wolne dni? A co to takiego?
Ciekawe, jak spędzacie wolne dni?
Ja postanowiłam nigdzie nie wyjeżdżać i porzucając wszelkie poczynione uprzednio na ten czas plany zostać w domu, ucząc się i odpoczywając. Ponieważ właśnie mija pierwsza połowa pierwszego dnia a ja zdążyłam na razie jedynie odpocząć, podzielę się z Wami tym, co z tego odpoczywania się urodziło. Otóż zrozumiałam bardzo istotną rzecz. Kiedy jest naprawdę smutno i wszystko zaczyna powoli nabierać tych samych, ciemnych odcieni i przypominać tę samą, kompletną beznadzieję i wydaje się, że już nic się nie zmieni i że wszystko w ogóle jest coraz gorsze i bez sensu, okazuje się, że mała, naprawdę drobna i jakże prozaiczna rzecz może ten stan odmienić. Kilka godzin temu znalazłam w Internecie zdjęcie pięknego, pokrytego rosą, mlecza. Jest tak świeży, pełen koloru i wygląda tak żywo, że od razu ustawiłam go na pulpicie komputera. Teraz cały czas patrzę sobie na tego mlecza i mam wrażenie, że jest lato, wszystko pięknie pachnie i jest ciepło i wesoło. I okazało się, że wystarczy jeden mlecz jesienią i wszystko się zmienia. To tak niezwykłe i nieprawdopodobne, że chyba zacznę wierzyć w cuda, bo jeśli ciemność i mrok kilku dni może rozjaśnić blask kilku chwil...to ja się nie poddam tak łatwo!
:) Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo ciepła na całą jesień z początkami zimy. Potem poszukamy następnego mlecza :)

niedziela, listopada 07, 2004

....

piątek, listopada 05, 2004

Gdzies w drugiej polowie pierwszej noweli...
Muszę sobie przypomnieć, trylogia nowojorska gdzieś na półce, zaraz sięgnę...

czwartek, listopada 04, 2004

Druga sprawa, a wlasciwie dwie drugie sprawy: goraco polecam najnowszy album A Perfect Circle "eMotive" - swietne, mroczne i ciekawie zaspiewane wersje klasykow piosenki "zaangazowanej" ("Imagine" w wykonaniu Maynarda Keenana!). Poza tym odkrylem ostatnio bardzo fajny polski zespol folkowy (no, moze nie taki do konca folkowy...), ktorego brzmienie kojarzy mi sie ze sciezkami dzwiekowymi Bregovica do filmow Kusturicy. Kapela Ze Wsi Warszawa, album "Wiosna Ludu" - sluchac najlepiej w systemie stereo przy odpowiedniej glosnosci...
Staw, mam pytanie - pamietasz "Trylogie nowojorska" Austera? Jest tam fragment z bardzo fajna interpretacja "Don Kichota", nie pamietam dokladnie w ktorej historyjce. Nie wiesz moze, czy to Austera pomysl wlasny, czy tez zaczerpnal to z jakiejs ciekawszej pracy na ten temat, a jesli to drugie - z jakiej?

wtorek, listopada 02, 2004

Od dzis naprawdę wielbię Tuwima!:
"Błogosławieni Ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa" :-)
I wez tu człowieku cos dodaj! ;-)

poniedziałek, listopada 01, 2004

Zarzynanie Herberta. Właśnie w telewizji (program 1) trwa, jeśli kogoś interesuje widowisko, proszę bardzo. Gilotynę obsługuje Pan Turnau. To, co było kamieniem i stalą podszytą aksamitem, staje się mdłą kołysanką, usypiającą gawiedź. Tak można śpiewać Pawlikowską, mili Państwo, ale nie Herberta, do jasnej cholery. Gdzie twardy ton, który nie wyklucza wzruszenia? Gdzie wyrazista fraza, brzmiąca przeciwko nicości?
Eh, Kaczmarski w grobie się przewraca.
Panowie piosenkarze, wara wam od poezji!

niedziela, października 31, 2004

Jest mi bardzo dobrze. Po prostu, ze wszystkim, we wszystkim. I co ja tu robię z tymi pozytywnosciami, dobrami moimi....moim wnętrzem?...A moze dobrze wlasnie...moze tak trzeba, a nie inaczej, ze kiedy zycie takie piekne po prostu - trzeba je tu chwytac, trzeba je takim wciaz odkrywac i wciaz w nim sie zanurzac tak wlasnie....
:-)...
Wszystkim Wam zycze, abyscie kiedys, choc przez chwile tak czuli sie dobrze, jak ja teraz, zwlaszcza, ze powodem jest zwykle bycie...zwykle istnienie...moze paradoksalnie i przewrotnie dzis...takie moje Wam zyczenia...z okazji Wielkiej Okazji Bycia...

sobota, października 30, 2004

Odwiedziłem dziś Bartka. U Niego – jak to w Niebie – bez zmian.

piątek, października 29, 2004

Agnieszka, wtorek 14.30, ale kto przyjdzie, pojęcia nie mam, może tłumy dzikie, może nie. Dziatwa trudna do przewidzenia. We wtorek zrobię dodatkową agitację:))

czwartek, października 28, 2004

Pidżama Porno: synteza estetyki barokowej (takiej od księdza Baki) i postpunkowej, do tego jakiś radosny surrealizm pożeniony z rymowaniem i rytmem tuwimowskim, podszyty całkiem przenikliwą publicystyka, z którą nie musisz się zgadzać, ale wywołuje tzw. szacun:). Zresztą facet (Grabaż) ma na karku lata rzadko się mylące. A w głosie i melodii ma coś ciągle szczeniackiego i zaczepnego. Świetny melanż.
Wszędzie i bez przerwy, szybko...czasem zachłannie...jakby czasu miało mało, albo jakby chciało bardzo...ale zmienia się, oj zmienia :) i o to przeciez chodzi! zeby w miejscu nie stało, nie? :-)

środa, października 27, 2004

Eee...gdzie???
Zmienia ;-)

wtorek, października 26, 2004

No i ... zmienia się .
Dzis mnie tez nie jest dobrze... ;-(

poniedziałek, października 25, 2004

nie jest mi dobrze...:-( ... niech się zmieni na lepsze...
Zarzcilem dzis na grzbiet Forme Polonisty, odwiedzilem dzisiaj biblioteke i mam wszystko, co potrzebne (Jarzabek, Bloniek) na temat "Trans-Atlantyku".
Wodzu Kochanieńki, o Transatlantyku Ja i – suponuję - Inni Waszmościowie – do powiedzenia mamy Wiele, wszelako Czerń nas okrutnie Zahacza. Zahacza, niech ją franca Zwlecze! Nadzieję żywię, że Pamiętasz nasze rozmowy ponad Czernią, to jest Czasem, z naszym prrrrrrraaaaaaadziadem J.Ch.Paskiem ,od sznura spodnie dzirżącego zwanym, wiedzione. Więc. Pomnij na On Chaos nieprzebrany i Bebechy na stół wywleczone, a do oglądu wobec Majestacji Najwyższej dane, że o innych Gwiazdach Niebieskich nie pomnę. I pominij jeszcze druhu, że ByTu (heidegger szalbierz dasein to, rozum i język łamiąc nazwał!) inaczej przedstawić nie można. ByTu znaczy, że Tatara na Żywo zżerasz, będąc Polakiem. ByTu to znaczy, Wodzeńku, Transatlantyk, taki co to uciekasz, nie uciekając – Zawsze.

niedziela, października 24, 2004

Wkręciłem się niedawno na seminarium doktoranckie z literatury polskiej i z tej okazji czytam "Trans-Atlantyk" Gombrowicza. Ktos ma cos ciekawego do napisania o tej ksiazce? ;-)

piątek, października 22, 2004

Serdeczna dziękówa! ;-)

czwartek, października 21, 2004

Wodzu! Mam!!!Kiedys to chyba publikowałem na którejś z początkowych wersji mojej strony, wtedy właśnie pozmieniałem pseudonimy. Ale pozmieniałem:)! I tak zainteresowanym wiadomo, o kogo chodzi. No to wklejam. Uwaga, tekst będzie długi, ale zabawa przednia, jeśli ją sobie przypomnieć. No to pora na wspomnienia.

[Tak to się zaczęło. Pedros przysłał następujący wierszyk i jego „interpretację”:]

Surfując po bezkresach Internetu natknąłem się na coś, co powinno na chwilę przykuć waszą uwagę. :)))))))
Za treść nie odpowiadam. :)

----------------------------------------------------------------------------
-----------

"SŁOŃCE SOBIE ŚWIECI Z DALA,
W GÓRZE PTASZEK ZAPIERDALA,
ŻABA DUPĘ W WODZIE MOCZY,
KURWA! CO ZA DZIEŃ UROCZY."


ANALIZA WIERSZA
Wiersz jednozwrotkowy, czterowersowy z rymem sylabowym, z równomiernie rozłożonym akcentem. Podmiot liryczny wyraża swoje głębokie zadowolenie z otaczającego go świata, przepełnia go kwitnący stoicyzm i szczęście, które człowiekowi żyjącemu we współczesnym zamęcie może dać tylko otaczająca przyroda. Dla podmiotu lirycznego nawet zanurzona w błękicie wody dupa żaby jest pretekstem do euforii. Zapierdalające inne stworzenia sugerują wczesne lato, kiedy
świat zwierzęcy obudzi się z otchłani zimy. Puenta liryku jest jednoznaczna
i łatwo odczytywalna.
pedros

[A potem poszła już lawina:]

Dodajmy tylko, że jest to wiersz sylabotoniczny, czterostopowiec trocheiczny, o rymach żeńskich, opartych na akcencie paroksytonicznym. Podkreślić należy brak średniówki oraz  przerzutni klauzulowych. Wprawdzie podmiot liryczny nie uobecnia się za pośrednictwem form 1 os. l.poj., jednak jego stanowisko ujawnia się w ostatnim wersie w formie ekspresyjnej eksklamacji oraz wypowiedzenia w formie równoważnika zdania ("co za dzień uroczy"). Można by zaryzykować zatem tezę, że utwór ten należy do niezdefiniowanej jeszcze dotychczas odmiany liryki, którą tu roboczo nazwiemy liryką pozornie pośrednią.
:)
jezioro

Analizując zawartość merytoryczną wiersza możemy odnaleźć w nim refleksję nad kondycją współczesnego świata i człowieka, który jego część stanowi. Podobnie jak w bajkach także tu postaci zwierząt mogą być uosobieniem typowych cech ludzkich (aczkolwiek utwór ten bajką nie jest, przede wszystkim ze względu na brak płynącego zeń widocznego morału). Zarówno żaba, jak i ptaszek symbolizują dwie skrajne postawy współczesnych ludzi. I tak w żabie możemy odnaleźć postać człowieka konformisty, skupionego na konsumpcyjnym stylu życia, który nie przedstawia swoim postępowaniem żadnych wyższych wartości. W opozycji do tej postaci został ukazany ptaszek, który "w górze zapierdala". Zwróćmy uwagę na dosadność ostatniego słowa, która sugeruje nam, że ów zwierzątko jest przykładem człowieka ciężko pracującego
w życiu. To właśnie dzięki niemu żaba może "dupę w wodzie moczyć", czyli korzystać z uroków życia. Dodatkowo należy zauważyć, że ptaszek "lata w górze", a płaz znajduje się "na dole" (nie jest to wyrażone w sposób bezpośredni, ale możemy domyślać się, że w powietrzu raczej nie ma stawów i jezior). W ten sposób podmiot liryczny sugeruje nam, że ciężko "zapierdalający" człowiek jest wart więcej niż ten, prowadzący wygodnicki tryb życia. Zatem ludzie oddający się swojej pracy są w pewien sposób sakralizowani, gdyż to oni są bliżej słońca, a więc i Boga. Jednak słońce świeci "z dala". Zwróćmy uwagę na to ostatnie stwierdzenie, gdyż jest ono kluczem do interpretacji wiersza. Może ono sugerować dystans, jaki dzieli nasze wyobrażenie o pięknie współczesnego świata a smutną rzeczywistością. Zarówno
ptaszek, skupiony na swojej pracy, jak i żaba oddająca się przyjemnościom, zapominają o prawdziwych wartościach, które symbolizują piękno i dają spokój
ducha, czyli tych metafizycznych. Podmiot w pewien sposób daje nam do zrozumienia, że Słońcem w naszym życiu może być sztuka! I tylko dzięki jej
kontemplacji jesteśmy w stanie dosięgnąć prawdziwego szczęścia. Patrząc z
tej strony na sytuację liryczną zwierzątek, możemy stwierdzić, że ich życie jest
tylko pozorne, gdyż brakuje w nim poezji. Dodatkowym argumentem potwierdzającym moją tezę, może być ostatni wers, który stanowi puentę utworu. Dzięki wyrazistej eksklamacji ("Kurwa!") możemy znaleźć w niej dozę ironii, która sugeruje nam dysonans pomiędzy epikurejską (ba, wręcz panteistyczną!) wizją rzeczywistości, a jej faktycznym stanem.
Mimo że (jak się domyślam) autor wiersza jest mi współczesny, to zawarta
przez niego myśl ma charakter uniwersalny, gdyż każde pokolenie cierpi na
swoisty kryzys wartości. Evivva l'arte!
gruszkowski

Przerażacie mnie....:-)
cugliński

Powinieneś napisać "Przerażacie mi" z oczywistych powodów. :-)
gruszkowski

nic dodać, nic ująć. wszelkie inne domysły będę jedynie jałowymi,
naciąganymi spekulacjami. będę wredny i dodam tylko, ze zwierzątko jest
"owo", nie "ów"   :-)
anduan

No racja :)
gruszkowski


Mój drogi Marianie, Twoja interpretacja jest niewątpliwie poprawna i do
przyjęcia, aczkolwiek wydaje mi się, że "przejechałeś się" po nim dość
powierzchownie. Słusznie dostrzegłeś ukrytą warstwę symboliczną wiersza,
jednak nie odwołałeś się do jej rzucającej się w oczy dwuznaczności.
Zacznijmy więc od początku.
W pierwszym wersie pada określenie "świeci sobie" - nie zauważyłeś, że
określenie to można zinterpretować dwojako: z jednej strony wyraża ono
powszechność, codzienność zjawiska, a także, obym nie przesadził, obojętność
podmiotu lirycznego ("ot! świeci sobie i tyle" ). Z drugiej natomiast,
orzeczenie to kieruje naszą uwagę w stronę samego Słońca - bo przecież
"świeci SOBIE". Jeśli przyjąć alegoryczny charakter utworu, od razu nasuwa
się nam na myśl skojarzenie z istotą ludzką i jej egzystencjalną
charakterystyką. Słońce świeci sobie, a więc jest niejako zamknięte w
odosobnionym układzie, którego stanowi jedyny element. Wrażenie samotności,
jakiejś głębokiej izolacji potęguje określenie "z dala" - jest zatem odległe
od samego siebie, między podmiotem (Słońcem, człowiekiem) a przedmiotem
(światłem, ludzką osobowością) jest nieprzebyta przepaść, pogłębiona tym
bardziej, że stanowią dwa aspekty tego samego bytu. Z kolei w drugiej strofie pojawia się równie pesymistyczna wizja. Ptaszek "w górze zapierdala" może równie dobrze oznaczać "zapierdala na niebie" jak też, i to kluczowy symbol tego wersu, "zapierdala W GÓRZE", czyli, potocznie mówiąc "będąc zamkniętym wewnątrz góry". Nie muszę chyba przytaczać bogactwa semiotycznego symbolu "góry", gdyż w przedstawionej wizji pełni ona jednoznacznie funkcję więzienia, i to więzienia najgorszego z możliwych, bo technicznie rzecz biorąc - niezniszczalnego. Korzystając z przyjętej
wcześniej drogi interpretacyjnej, można stwierdzić, iż jest to tragiczna sytuacja człowieka "zaklętego w kamień", a więc znajdującego się w więzieniu, z którego nie ma ucieczki. Apogeum egzystencjalnej niewoli, jak bym to ujął, nieco trywializując zagadnienie. Skazani jesteśmy na "zapierdalanie" w poczuciu wiecznej niewoli, nigdy nie będąc w stanie zasmakować prawdziwej wolności, cokolwiek by ona w złożonej myśli autora znaczyła. Trzeci wers otwiera wiele dróg, jakimi analityk literacki może się poruszać. Niektóre z nich mają zabarwienie silnie seksualne, przeto nie będę się
szczegółowo nad tym rozwodził i przyjmę tę część Twojej interpretacji za
wyczerpującą. Zaznaczę jednakowoż, że w dalszym ciągu odnosi się ów wers do
egzystencjalnej sytuacji człowieka jako jednostki, a więc pozostawionego samemu sobie w otaczającym go świecie bez wartości. Czy człowieka bez wartości można jednoznacznie określić w wysoce kolokwialnej poetyce utworu? Ależ oczywiście - "kurwa". Człowiek nie podejmuje walki z wrogą jego ideałom rzeczywistością - zamiast tego zaprzedaje swój system wartości  dla pozyskania dóbr czysto materialnych, zamieniających jego byt w jałową wegetację. Jest to zarazem okrzyk wyrzutu podmiotu lirycznego, który nie może dłużej znieść obserwowanego stanu
rzeczy. Zdanie "Co za dzień uroczy" jest jawną ironią, krytykującą obojętność, marazm społeczeństwa wobec kryzysu człowieka jako jednostki - uznaje on bowiem, że wszystkie zjawiska opisane w trzech pierwszych wersach są jak
najbardziej na miejscu i wszystko jest w porządku, a nawet -"urocze"...
cugliński

jestem z Was dumny ;)))))))
jezioro

Zgadzam się Łukaszu z Twoją interpretacją. Dodatkowo uważam, że wiersz
ten jest nie tylko dwuznaczny. Można go interpretować trojako (biorąc pod
uwagę przytoczoną przez kolegę pedrosa interpretację), a nawet jestem
skłonny stwierdzić, że liczba możliwych analiz dąży do nieskończoności.
Krążąc po bezkresnych polach semantyczych tego utworu odkryłem kolejną
głęboką myśl w nim zawartą. Odnosi się ona do Twojej interpretacji (a
właściwie połączenia Twojej i Mojej). Jeśliby przyjąć, że zarówno ptaszek,
jak i żabka żyją w poczuciu izolacji (bądź co bądź - całkiem nieświadomi) i
przyjmując, że stanowią one przedstawicieli typowych grup społecznych, ten
pierwszy symbolizuje zapewne warstwę mieszczańską, która "zapierdala" w
życiu, a drugi natomiast - arystokrację, obojętną na sprawy innych. Po
używanych przez podmiot dosadnych stwierdzeniach ("zapierdala", "dupę w
wodzie moczy"), wyrażających pogardę do obu wspomnianych reprezentantów,
dochodzę do wniosku, że identyfikuje się on z trzecią częścią społeczeństwa,
a mianowicie - chłopstwem. Pozwól, że znowu się odniosę do ironii zawartej w
czwartym wersie i użytej w nim eksklamacji. Osoba opisująca swojską
rzeczywistość wygląda na zmęczoną aktualnym stanem rzeczy, co widać bardzo
wyraźnie we wcześniej wymienionym wykrzyknieniu ("Kurwa!") i ukrytym
sarkazmie, który sugeruje niezadowolenie z zastanej rzeczywistości, która
żabie i ptaszkowi może się wydawać "urocza". Zatem uważam, że podmiot
liryczny cierpi na kompleks langusty, a jego myśli mogą wydawać się co
najmniej niepokojące, a więc miejmy się na baczności! Wróg czyha!
gruszkowski

Kolego cugliński! a propos twojej interpretacji pragnę zauważyć pewien fakt, potwierdzający być może jej słuszność, mianowicie: dosłownie pojęte wyrażenie "w górze" ma sens jedynie wówczas, gdy górą nazwiemy metaforycznie kurhan (to taki kopiec z grobowcem - tolosem - w środku, który budowało wiele plemion już w neolicie, np. Etruskowie - groby tumulusowe - i późniejsi Scytowie; były też chyba we "władcy pierścienic"?). teraz dopiero możesz pointerpretować - kiedy ptaszek zapierdala po kurhanie, mauzoleum wielkiego przodka, w świetle (lub też w zapomnieniu) jego minionej chwały...
cokolwiek nie mówić o waszych interpretacjach - są naciągane i tyle. po co szukać tak daleko? czy do szczerych, prostych słów zachwytu potrzeba jeszcze dorabiać jakąś filozofię...? to tak jak z "kuropatwami na śniegu" Chełmońskiego: dlaczego nikt nie widzi, ze to jednak SĄ kuropatwy biegnące po śniegu, nie żaden zagubiony naród polski? przypomnij sobie, jakie ten obraz robi wrażenie, oczyszczony z ideologii...
zbliżając do nieskończoności liczb interpretacji wiersza "o jeden", pokuszę
się o własną, krótszą interpretację, a właściwie szkic do niej, bo nie chce mi się pisać, poza tym nie mam na to czasu. a wiec pokrótce: trzy pierwsze wersy to opis przyrody, którego dominantą (jak i całego wiersza) są dosadne wulgaryzmy zaczerpnięte z języka potocznego, pełniące role zgrubień, wyolbrzymień. autor starał się maksymalnie uprościć opis piękna otaczającego go świata poprzez krótkie szkice odczuć sfery pozaziemskiej (słońce), wrażenie piękna nieba (ptaszek), ziemi i wody (żaba). atmosfera, hydrosfera, biosfera i geosfera - rozszerzone przez przestrzeń kosmiczna - składają się na pełny, skondensowany opis świata, w którym człowiek jawi się nam jako istota nie tyle zagubiona, co po prostu niego do przynależna. wobec wrażeniajedności z kosmosem podmiot westchnąć może jedynie "o, kurwa, jak pięknie" i nie ma bardziej ekspresyjnego sposobu, by wyrazić ów zachwyt. w tym momencie dochodzimy do głębszej (ale wcale nie naciąganej, bo przecież oczywistej)
wymowy wiersza: oto następuje koniec poezji, wyczerpanie się słowa. podmiot-poeta traci wiarę w sens posługiwania się słowami, które nie są w stanie oddać dokładnie jego myśli, wiec - używając słów potocznych - brata się niejako z ludem, powraca na łono natury i związanych z nią prymitywów, by kontemplować w odosobnieniu doskonałość dzieła stworzenia, przy czym nadal brak mu jest słów na podzielenie się doznaniami. słowo marnej istoty ludzkiej nie może konkurować z bogiem - nie jest w stanie oddać złożoności świata - dlatego człowiek musi maksymalnie uprościć swoje słownictwo, odwołać się do podstawowych uczuć i emocji, zaufać zmysłom innych i poprzez słowa-sygnały sugerować tylko wrażenia, których doznaje w nadziei, ze zostanie przez współczesnych zrozumiany. jest piękny i wzruszający zarazem ten neofranciszkanizm. kryjąca się niewątpliwie w utworze myśl filozofów wschodnich, poprzez pogodę ducha, spokój i zgodę ze światem wytycza współczesnemu człowiekowi nowe drogi do pojednania się z bogiem...
tak mi się wydaje. przepraszam. tak mnie się wydaje.
anduan

anduan! Czasami potrafisz naprawdę denerwować ludzi - robisz to celowo, czy
jak? Tłumaczyć mi, co to jest kurhan! Hmpf! Przemierzałem bezkresne labirynty w podziemiach tych starożytnych kopców w grach takich jak "Magia i Miecz" bądź "Śmiertelna Pułapka" zanim te podręczniki sztuki zostały w ogóle napisane (zakładam, ze posiadasz stosunkowo nowe wydanie :-)
Co zaś do naszych interpretacji, to masz jakiś kompleks złośliwca – grupa interpretatorów poezji podejmuje złożone studia nad naturą danego utworu, więc najlepiej zrobić im na złość i powiedzieć, że to wszystko bzdury i naciąganie. A poezję generalnie brać dosłownie i jak taki Miłosz pisze o podmiocie kroczącym po schodach z powietrza ku "niebiańskim pokojom" to ma na myśli Supermana, tak? Jasne, czemu nie.. ale ja się z tym nie zgodzę i tyle. A poza tym sam podrzucasz myśli, co do których związku z istotą wiersza można mieć duuuuuuuuuuże zastrzeżenia. :-)))
cugliński


Dzięki za nieustanne poprawianie mi humoru. Bo gdybym w stylistyce komentowanego tekstu miał określić mój stan ducha, to powiedziałbym (weźcie pod uwagę, że to stylizacja!), że podły mam, kurwa, nastrój.
Może to wina ciśnienia?
jezioro


co do kurhanów - nie wątpię, ze wiesz, czym są. sam jeszcze w podstawówce grałem w magię i miecz, wiec pamiętam... wytłumaczyłem, bo ciekawa jest chyba prawda, nie? kiedy za ileś - tam lat twoje dziecko zapyta cię: "tatusiu, co to kurhan?", to czy odpowiesz mu "to taki labirynt w "might&magic", gdzie grasują groźne potwory i gdzie trzeba mieć sporo czarów, żeby je przejść"?
:-)
co do reszty - mówiłem ci już, że przestajesz dostrzegać ironię... czy ten wiersz ma coś wspólnego z miłoszem? człowieku, trochę opamiętania! a może jeszcze zaczniesz szukać głębszego przesłania w "babie, co chłopa w jajca nie chciała całować" mikołaja reja!? spokojnie! :-D
anduan

A moim zdaniem po prostu jesteś prymitywny i nie potrafisz dostrzec głębokiej warstwy semantycznej wiersza. Przecież to interpretatorzy tacy jak ja, czy Wodzu zawsze wiedzą, co chciał powiedzieć autor
gruszkowski

Jesteście wielcy :) i macie szczęście ze wylądowaliście tam gdzie wylądowaliście... :) ... Ja dodam tylko tyle: skoro ptak  to także symbol przemijania... ("Przeminęło to wszystko jak cień i jak poseł przebiegający(...) albo jak ptak, lecący przez powietrze..." – Księga Mądrości) - to oczywiście ze słownika symboli...  możemy potraktować ten "wiersz" jako wyraz desperackiej próby uchwycenia chwili, głośnego wołania: carpe diem... W dodatku ptak ten wcale nie leci, jeno zapierdala, co
zdecydowanie potęguje wrażenie, spełniając doskonale funkcje impresywna... Z drugiej jednak strony... ptak bywa także uznawany za symbol denuncjatorstwa i zdrady... I dla takiej interpretacji znajdzie się zapewne potwierdzenie w naszym(właściwie waszym) bogatym znaczeniowo tekście... Żaba sobie... wiadomo co robi... słonce sobie świeci... i wydawać by się mogło: jak idealnie! jak uroczo! A tymczasem... Ptaszek... czyli jasne: memento mori... Niestety... Piękno wiosennego dzionka jest pięknem zdradliwym... Matka natura ujawnia w tym wypadku swoje wybitnie szatańskie oblicze: za wszelką cenę usiłuje odwieść człowieka, zajmującego niewygodne miejsce na drabinie bytów, od wszelkich myśli o Absolucie, pozbawia go perspektywy wieczności... Prowadzi do upodlenia, zezwierzęcenia, kieruje uwagę ku temu, co "Tu i teraz", a nie "tam i wtedy", czego jaskrawym dowodem... wulgaryzmy...
Nie bądźmy jednak tak pesymistyczni... Jeśli komuś ta interpretacja nie odpowiada... może zawsze uczepić się wyrażenia: "z dala"... Najwyraźniej nie jest jeszcze za poóźno... Ptaszek wciąż daleko, choć działać należy szybko, bo to złowróżbne stworzenie - podkreślmy to raz jeszcze - zapierdala... Na razie jest to czynność wciąż trwająca i pozostawiająca jakąś nadzieje... Ale pewnego dnia ptaszek "zapierdoli" (wybaczcie, usiłuję odnaleźć jakąś właściwą formę)... a świat zostanie "bez duszy"...
Paradoksalnie (żeby już totalnie zamącić) słownik podaje także jeszcze jedną "definicję":
"Wejrzyjcie na ptaki niebieskie, że nie sieja ani żną, ani zbierają do
gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je"
Ptak to również symbol ufności w opatrzność... Jak tak obserwuję tegorocznych maturzystów i czytam "płody" ich cennego czasu, dochodzę do wniosku, iż tę właśnie interpretację obdarzyć możecie szczególnym sentymentem...
szczęśliwa

"...Ale pewnego dnia ptaszek >>zapierdoli<<..."
nas wszystkich? jakie to okrutne!
ale miałem ubaw przy tym zdaniu (czy prymitywnieję?)! nie wpadłbym na to...
anduan

wtorek, października 19, 2004

I nic lepszego, niz prawdziwy Przyjaciel, kiedy najbardziej go potrzeba...!!! :-) Dziękuję...
Nie ma nic gorszego niz uparte milczenie, kiedy potrzebne sa słowa... :-( ...

wtorek, października 12, 2004

Kurde, tez bym chcial! Mialem po drodze pare katastrof, ktore wiazaly sie z format:c. Abnuku?
Staw, Abnuk! Jesli któryś z was ma jakims cudem na twardzielu starą klasową liste dyskusyjną - potrzebne mi są posty: a) durny wierszyk + analiza b) rozwinięcie analizy stawa c) rozwinięcie abnuka d) moje rozwinięcie. Slicznie prosze ;-)
Bunt buntem, gnijące liście gnijącymi liscmi, niepamięć niepamięcią a comfiteor comfiteorem, ale udało mi sie Cię sprowokować ;-) Dobra moja!

poniedziałek, października 11, 2004

Eeee, Wodzu, nie piekl się. Taki złoto-polsko-jesienny letarg ma w sobie coś ujmującego, coś, co za serce chwyta i nie puszcza. Nie puszcza, bo zaraz po słońcu deszcz i spać się chce. Ty za morzem nie czujesz zapachu gnijących liści pomieszanego z dymem zniczy, nie oglądasz w telewizji przebłysków zbiorowej (nie)pamięci, w których barykady się wznoszą i barykady padają. Bo trzeba tu być, żeby nawet w necie dopadła cię cisza, choć to przecież prawie niemożliwe, w tym zgiełku potwornym. Ale stąd jesteśmy, czy chcemy tego czy nie, buntować się możemy, ale co nam po tym buncie, skoro bez tych pól wymalowanych we mgły jesteśmy tylko nie aniołami, ale szarymi zjadaczami hamburgerów w jakimś przydrożnym donaldzie.
A wiesz, co będzie dalej, po tym letargu? Będzie grypa. A potem gwiazdka. Potem sanna. Potem...
Potem znowu będą jakieś holidays, jakieś śmieszne tropiki, a jesienią staw znów napisze swój polski comfiteor.
!
P.S. Wodzuńku kochany, a nie wiesz Ty, że dance macabre, czyli podrygiwania umarlaka, to najbardziej żywotny (o ironio, matko bogów!) motyw naszej, żal się Boże, kultury?:)
To sobie szykujcie - mnie juz zniechecilo to podrygiwanie trupa krasiniak-bloga. Albo tu sie cos zacznie dziać, albo przestaję się udzielać. I tyle ;-P
I szykujemy legowiska na zimę...
bo zimno się zrobiło...
Smętny ten blog jakiś...wygaśnięty.... co z wami, ludzie ?!

sobota, października 09, 2004

Teraz ja się podzielę swoją refleksją. W przyszłym tygodniu na zajęciach z XIX-wiecznej prozy rosyjskiej zaczynamy omawiać "A Hero Of Our Time" (Bohaer naszych czasów) Lermonowa. Z tej okazji poszperałem trochę po półkach uniwersyteckiej biblioteki. Znalazłem angielskie tłumaczenie tej powieści z 1947, ale to mniej istotne. Między rzędami anglojęzycznych biografii wyszukałem tomik pt. "Michał Lermonotow. Dramatyczny los poety" niejakiego Semczuka. Ksiazka została napisana w 1986. Wydana przez oficynę UW w 1992. Z pieczątki na wewnetrznej stronie okładki mam informację, ze trafila pod skrzydła Robarts Library w 1994. Mamy 2004, a zatem tkwi tam juz co najmniej 10 lat. Żeby ją przeczytać musiałem tu i ówdzie pobawic się nozykiem do papieru, gdyz część stron była źle rozcięta po wydruku. Wniosek: jestem pierwszym, który ją przeczyta na przestrzeni 12 lat jej istnienia. Który wyprowadzi ją z ciemnosci literackiego niebytu w światło dnia. Czuję się po trochu jak pierwszy kochanek, po trochu jak ojciec tego egzemplarza.

Powinienem mieć swój wpis w nienapisanej "Historii seksualnosci literatów", nie? ;-)
Nic z tego nie zrozumiałem, ale będę trzymał te kciuki, po znajomości (choć między Bogiem a prawdą, nie wiem, za co...).
Można oszaleć, kiedy kluczem do zrozumienia tekstu staje się odgrzebywanie poszczególnych jego zdań ... czyli - kolejny rok studiów...:-(

piątek, października 08, 2004

Żarty, zartami, ale pojęcia nie macie, jak ja się cieszę, ze ta wspaniała reforma przeszła nam koło nosa...a swoją drogą - krąza juz jakieś nauczycielskie dowcipy o gimnazjum? ;-)
Pytanie bylo retoryczne. Z tych zwroconych w kosmos:)
Na lekcjach w gimnazjum? Staw, a kto z nas w ogóle był w gimnazjum? Przeciez ono wtedy nie istniało! :-) Pewnie spało jeszcze :-) ...
Definicja egzystencji made by Wodzu. Piękna.:)
A ja teraz pocę się nad wypocinami licealistek i licealistów. Niech to jasna cholera...! Jak z trzech lat zrobić cztery?
Ja wiem, że najulubieńszym przedmiotem narzekań „sorów” jest gimnazjum. Ale wyście chyba tam naprawdę tylko spali na lekcjach, czyż nie? Kto odważny, niech się broni!
Nuand się mi śnił. Miał robić wystawę w Krasiniaku. Gadaliśmy tak, jakbyśmy wiedzieli, że tylko dni nam zostały, tygodnie już na pewno nie. Uśmiechał się.
Obudziłem się. I złapałem ten moment, kiedy nie wiesz, gdzie i kiedy jesteś, co jest, a co powinno być. Ten moment najlepszy. Mam go

czwartek, października 07, 2004

To zrozumiałe. Nie zdarzyło mi się jeszcze spotkac kogoś, kto byłby mną bardziej niż ja sam...
Przecież Wodzu jest Wodzu!!!
dziękuję - to była odpowiednia uwaga w odpowiedniej chwili: smutno mi się właśnie robiło, a tu o! ;-)

środa, października 06, 2004

hahaha :-) Wodzu!!! Słodki jestes :-) ...
Ponizsze stwierdzenie, na zasadzie przeciwstawienia a'la de Saussure, ujawnilo istnienie swojej przerazajacej alternatywy. Wstrzasnelo mna, rozbilo mury mojego dziecinstwa i otworzylo mroczny tunel doroslosci: to nas mozna nie kochac?!

wtorek, października 05, 2004

Jak fajnie, ze jest taki ktos, kto te wszystkie niuanse, skladajace sie na nasze osobowsci wychwytuje i dla kogo jeszcze dodatkowo tak wiele one znacza :) !!! Lepiej sie zyje z ta swiadomoscia :)
I za to Was wszystkich kocham:)
"Barbarzyńca! Nie znasz się na prawdziwej sztuce!" ;-))
Ja. Niezbyt często, ale zdarza się i nie "jeszcze" a dopiero teraz...bo kiedy wczesniej miałam tego sluchać? Kiedy mnie nie było? ;-)

poniedziałek, października 04, 2004

na emuli mam nieodmiennie lowid lub nie mam go wcale, ale sprawiła mi ostatnio dużą frajdę. Ściągnęła dla mnie dyskografię Joy Division. Ha! Któż jeszcze słucha Joy Division?!

sobota, października 02, 2004

ech...Wodzu, Wodzu...;-)

piątek, października 01, 2004

"I wlasnie dlatego,
ze zawsze znaczy co innego,
Nie mozna miec wszystkiego.", jak napisal kiedys (teraz) slynny Poeta (ja) ;-)
Mozna! Po prostu przez bardzo krótki czas. Ja w tej chwili mam wszystko! :-) I za kazdym razem "wszystko" znaczy cos innego, wiec nawet kilka razy w zyciu mozna miec wszystko.
Moze i diabeł, ale nie taki piękny, jak go malują. Albo piękny, ale niekoniecznie diabeł. Nie mozna mieć wszystkiego ;-)

"-Tam gdzie, tam...hm....
- Dobranoc - powiedział diabeł."

czwartek, września 30, 2004

ech...po prostu nie chcesz publicznie przyznać, ze diabeł piękny :) No cóz ... zmuszac nie wolno, wiec niech Ci bedzie...
hahaha !!! własnie przeczytalam Twoj wpis o rozmnazaniu po raz kolejny i zobaczyłam jego drugie dno, hehe :) Ja sie jeszcze nie rozmnazam Staw ;-) Narazie nie :-)
Rację masz, ale blogger piękny, diabeł zły. Może być? :))
Tak się droczę, bo słowa lubią się droczyć, dopóki mogą.
Bys napisał lepiej, ze diabel piekny i ze rację mam ;-) a nie...ze blogger zły :-)))
no to sobie pogadalismy:) blogger chyba nie lubi, kiedy dwie osoby jednoczesnie laskocza go w polu "edit posts", ha!
Ja się jakos rozmnazam, ale widze,ze i Ty katharsis:)
Oj Wodzu, źle mi życzysz…
Polonista, który wymyśla historię literatury…niedobrze ;-)
Nieprawda. Widac nawet geniuszom potrzebni sa przyjaciele. A poza tym jakos nie chce mi sie wierzyc w te historie: "diable piekny"? eee....przyznaj sie, sama to wymyslilas ;-)
"Kobieto diable piękny!" - taka była pierwsza wersja tego zdania, zanim przyjaciele A.M. podpowiedzieli mu tę drugą. I chyba pierwsza była lepsza :-) Prawda Staw? ;-)
No tak, Wodzu, dopiero teraz odzyskałem oddech:)
dzięki, kobieto, puchu marny;)...
Ha! Moim błyskotliwym komentarzem wprawiłem wszystkich w osłupienie na okres całego tygodnia ;-) Mam nadzieję, ze powoli dochodzicie do siebie...

( dziękuję za zyczenia )
Panowie!!! - wszystkiego najlepszego :)

czwartek, września 23, 2004

Nie zebym mial cos inteligentnego do powiedzenia. Po prostu chcialem zaznaczyc swoja obecnosc. Dziekuje.

czwartek, września 16, 2004

Ciekawe, jak z bloggerem poradzi sobie OpenOffice.org1.1.0:)? Czy będzie tolerował nasze znaczki? Nasze, piszę to w pełni świadomie, na przekór obywatel(k)om świata, bo ja jestem cały z pokolenia kibiców, jeśli takie istnieje... Mam w domu arsenał (szaliki, koszulki, czapeczki) i jeśli trzeba, oczyszczam to wszystko z kurzu:) I pewnie byłbym w Chorzowie, żeby pomstować na Janasa, gdyby nie gips na nodze, a potem rehabilitacja, rehabilitacja...
Ale nie o tym miało być.
Nie bardzo wierzę w sny. Sny nas mamią, sny mówią nam to, co chcemy od nich usłyszeć, wołamy w pustkę o sny prosząc. Każdy z was pewnie przeżył moment zaklinania snów: niech mi się przyśni dalszy ciąg, niech ten sen trwa jeszcze chwilę, kiedy przestanie dzwonić budzik...
Coraz młodsi ludzie mnie słuchają na lekcjach, ale chyba coś podobnego ostatnio mówiłem, o ograniczonej mocy poznawczej snów, więc jeśli Ci młodzi ludzie tu bywają, wiedzą, o czym mówię.
I znowu nie o tym, ad rem, staw, ad rem.
Więc śniło mi się, że jestem uczniem/nauczycielem (dokładnie tak!) w liceum plastycznym. W Gdańsku. Organizujemy happening: malowanie ścian, asfaltu, okien, wszystkiego. Nie ma farb – i nagle są! Nie ma wina – jest!!! I to trwa tygodnie całe, a ja muszę zdecydować, czy przeprowadzić się do Gdańska. Na razie (tym razem nauczyciel) – codzienne dojazdy, Ale może w Gdyni mieszkanie? Kilka noclegów na Starówce w Gdańsku, wśród przyjaciół, nocne spacery trasami znanymi ze studiów, ale już rodzinę (współczesną!) trzeba w samochód i - jesteśmy! Poplątanie czasów, sen – jawa, poduszka na głowę, do kuchni po wodę, kołdra jak rozgwieżdżone niebo.

Liceum plastyczne? Ja!?
Kto mi ten sen zesłał? Kto mi go zadał? Od kilku dni nie mogę się od tej myśli uwolnić.
Nie wierzę?
w sny

środa, września 15, 2004

Ciekawa jest to pora w Internecie. Otwieram kolejno wszystkie „drzwi” i czuję się, jak ktoś, kto został po balu. Jeszcze słychać śmiech i gwar, jeszcze gdzieś, zawieszone na ostatnią chwilę, brzmią takty melodii na dobranoc, a już pusto, już nikogo nie ma. I wiem, że większość z tych osób śpi teraz zwyczajnie i że gdybym weszła do nich, zobaczyłabym, jak bezbronnie zawinięci są w kołdry, jak spokojnie oddychają. Mam nadzieję, że nikt nie siedzi teraz samotnie i nie wspomina czasów, kiedy było lepiej, albo nie płacze cicho, próbując ukołysać się w ten sposób do snu, bo przecież i tak czasem bywa. Mam nadzieję, że ta cisza „sal balowych”, cisza pokojów na czatach, cisza komunikatorów, to wszystko cisza śpiących dorosłych – dzieci. Moment zawieszenia, zanim znów będzie gwarno i tłoczno i nawet trochę nieprzyjemnie...kiedy będzie zwyczajnie i dziennie.
Podpisuję się wszystkimi łapami!!! Bo jak teraz siedze na takim pseudo - urlopie (robienie wszystkiego, tylko nie tego, co sie powinno) i nie mam na to papierka, to wszyscy mi leb suszą, ze przecie powinnam sie wziąć do roboty... Z tym SPA tez niegłupio - algi i inne wodorosty... Do wód! Do wód!

Betty, witaj!

czwartek, września 09, 2004

Nie odmówię sobie tej przyjemności: uśmiałem się do łez, czytając komentarze kibiców po meczu z Anglią. Jeśli ktoś nie oglądał meczu, to kontekst będzie miał trochę rozmazany, ale jeśli ktoś wie, kto to jest Janas, Mila, Rasiak czy Lewandowski, będzie miał ubaw. Cytuję w pisowni oryginalnej:

mila jest obiecującym młodym piłkarzem który się rozwija aż się zwinie

po wybicu rożnego: "Bąk frunie w powietrzu"
Szpaku rzadzi...

Miki! Ty to widzisz, ja to widzę i reszta kibiców też to widzi. Tylko Paweł
Fajans ma oczy w dwunastnicy.

Gdyby Rasiak dostał czerwoną kartkę, byłoby więcej miejsca do oddania strzału.

Ten pierwszy kontakt z piłką Dudka
(oczywiście był to niepierwszy jego kontakt, nawet w tym meczu niepierwszy) dał
szpakowi jak zwykle okazję do psychologicznego przynudzenia -jak zgrana płyta-
o psychologicznych kojących właściwościach pierwszego kontaktu z piłką. Nędza.

Nieprawda, ze gra naszej reprezentacji przypomina totolotek. W totolotka komus
zdarzylo sie wygrac ;-)

No coz, przynajmniej strzelilismy o jedna bramke wiecej niz przeciwnik, a o to
przeciez w futbolu zawsze chodzilo. Szkoda tylko, ze chlopaki nie doczytali, ze
nie chodzi o bramki samobojcze.

Podobał mi się Lewandowski, jak tylko dostał piłkę to zaraz oddawał ją
z powrotem, albo do tyłu, nawet gdy nikt go nie atakował, bardzo pomysłowy
piłkarz.

Brawo dla mega trenera za wystawienie mega gwiazdy Rasiak i lewandowskiego -
wojownika z bagien ...

Rasiak, Lewandowski i Głowacki powninni solidarnie zrezygnować z gry w
reprezentacji. Pierwszy nie zrobił absolutnie nic przez cały mecz. Poza głupimi
minami, faktycznie usta otwiera bardzo profesjonalnie. Lewandowski to jakaś
pomyłka, widać było, że zachlany (plamy na policzkach, czerwony nos) i nawet
przeciwnika nie był w stanie kopnąć celnie. O piłce nie warto nawet wspominać.
Za to Głowacki bardzo mnie rozczarował, gdyż do tej pory myślałem, że to dobry
zawodnik. Chociaż i tu się popisał- strzelił bramkę z całkiem trudnej pozycji,
na leżąco i to udem. Brawo. Za to przy pierwszej dokonał czegoś równie
trudnego, dał się przedryblować Defoe'wi nie zmuszając tamtego do wykonania
zwodu.

wtorek, września 07, 2004

Wiecie, co jest największym przekleństwem tego zawodu? Zawodu, na który nie śmiałem nigdy wyrzekać, uznawszy to za nazbyt małostkowe i w gruncie rzeczy niegodne człowieka, który był świadomy siebie i – jako tako – swojej przyszłości, kiedy wyboru studiów dokonywał? No więc przekleństwem belferstwa jest odpowiedzialność. Bo to ona każe myśleć przede wszystkim o lekcjach, które przepadną, kiedy nas nie ma, słowach, których nie zdąży się wypowiedzieć, choć się powinno, żeby dziatwa chcąca - i niechcąca – do matury jako tako przysposobiona była... Przede wszystkim myśli się o dzieciakach (wiem, że się obrażą, bo lat naście już z górką mają:)), nie o kolanie, w którym woda się zbiera, w którym coś ruchy wszelakie blokuje, w którym wszystko chrobocze dopominając się interwencji chirurga... O tej interwencji głupi człek nie myśli: czy się powiedzie, tylko: kiedy to się skończy!
Ech, głupi człek głupim pozostanie, bo jednocześnie wie, jak wielu ludzi wokół ma jego dylematy w dupie po prostu!
Hola!
Ale!
Ale ja bez tej mojej belferskiej głupoty po prostu obejść się nie mogę, za bardzo ją polubiłem, za bardzo ona jest mną:) HOWGH!

poniedziałek, września 06, 2004

hehe, pozostali dyskutanci leżą kontuzjowani ;-)

piątek, września 03, 2004

GIPS??? RAZEM?

Panowie, że sie cos przez wakacje robiło, to zaden argument...bo jak ktos ma sliską podłogę w łazience na ten przykład...

czwartek, września 02, 2004

czy Wyscie kompletnie zwariowali z tymi gipsami ??? :) Ja wiem, ze ludzie sobie pamiatki z wakacji przywoza...ale GIPS ????

środa, września 01, 2004

Jest zgiełk. Pytałaś Marzenko o to, w jaki sposób rozmawiam z duchami. Umarli przychodzą do mnie we śnie - jako umarli. Mój Boże. Ile dałbym, żeby było inaczej. Lepiej.
Odnajduję w sieci ślady Bartka. Chyba ostatnie. Bóg nie ma netu.

wtorek, sierpnia 31, 2004

Wieczór. Tuz za oknem jest tęcza. Caly swiat wyglada tak pieknie (przez to, ze nagle, w deszczu, stal sie kolorowy), ze chce sie zyc :) Tak sie ciesze, ze sa i takie momenty !!!
Jak ja dobrze znam ten moment...Tylko czy syndrom konca wakacji moze przybrac rozmiary syndromu konca studiow i odebrac wszelka motywacje, zastepujac ja postepujacym natlokiem watpliwosci typu: " Co ja tutaj robie?", "Nigdy nie napisze tej pracy, a jesli juz napisze, to nigdy tego gniota nie obronie", "Przeciez nie zapamietam tych wszystich informacji, ktore musi znac osoba w moim zawodzie (ewentualnym)", "Czy aby nie popelnilam zyciowego bledu" i bla, bla, bla...ktore straszy mnie po nocach, budzi o poranku a poza tym paralizuje, kiedy trzeba w koncu zwyczajnie wziac sie do roboty...Staw...pomocy....::

poniedziałek, sierpnia 30, 2004

To syndrom końca wakacji. Umysł wykorzystuje ostatnie godziny lenistwa. Jest tak, jak przed momentem nieuniknionego opuszczenia łóżka. Myślisz sobie: jeszcze kilkanaście minut błogiego nicnierobienia, jeszcze kilka...

niedziela, sierpnia 29, 2004

...i noce coraz dłuzsze...

sobota, sierpnia 28, 2004

Smutno patrzeć, jak lato odchodzi ze spuszczoną głową...
ale długa ta noc :-)

piątek, sierpnia 27, 2004

Tak...dzis o tej porze zdecydowanie nie mam nic do powiedzenia...Dobranoc.

czwartek, sierpnia 26, 2004

Jestem, już jestem...zaplątałam się gdzieś na moment pomiędzy sennym zwątpieniem a jawą..a może to było zwapnienie? mózgu? niewykluczone...

Iamibi, co się przejmujesz, mów, żes z Ciechanowa i wszystko jasne. Swieza anegdotka: wracałam z domowych pieleszy do stolycy i po drodze do mej warszawskiej hacjendy umówiłam się z kumplem, co by od niego płyty odebrać. Kumpel stoi na rogu nowego Swiatu i Swiętokrzyskiej i czeka, podchodzi do niego dawno niewidziany znajomek, zaczynają konwersować, w trakcie konwersacji przyzeglował do nich jakowys zul sępiący szlugi. Dialog:
-(znajomek) A co ty tu robisz własciwie?
-(kumpel) Czekam na Agnieszkę,własnie jedzie tu z Ciechanowa - to znaczy, z Centralnego.
-(zul, podpalający zdobycznego szluga) Z Ciechanowa??? Z tej wiochy??? Bueee...
Za prawdziwosc anegdoty ręczę, dawno nie widziałam takiej radosci na mój widok, włącznie z obmacywaniem ulicznych słupków!

środa, sierpnia 25, 2004

Agnieszka, gdzie jestes?
Oj, szkoda... Kolejna klasa...bez nauczyciela, ale jak sam pisałes, wracasz zawsze....albo czasem...ale wracasz :) Powołanie dobra rzecz - zwykle zmusza do istnienia.
No i wróciłem, kur...czaki. I wpadłem w niezły gips. Zdejmą mi go za dwa tygodnie, wot żizń;).

sobota, sierpnia 21, 2004

No wracam, wracam, [niebawem - jak zawsze], z dalekich, dalekich wojaży...
A Wolf At The Door.
Radiohead.

I znów, cholera, nie spi mi się....
A czemu akurat tu mi się nie spi? I co ja tu własnie, u diabła, robię?...No...?!...DOBRANOC!!!
"Dom. Zabieram dziś na chwilę. Jutro na dwie.
Kiedy jest sam, wychodzą z niego niedopowiedziane zdania.
Te, które muszą ziścić się najbardziej.
Zdania z nicości w nicość. Bo przecież dom jest pusty.
Te myśli, które urodziły się nawet w innym miejscu. One domu szukają w tym pustym. Domu.
Ja, bezbronnie, w kącie.
Umieram. Wiem.
I zamykają się wszystkie. Nade mną, we mnie.
I zabierają mnie ze sobą. W siebie."

I wiem, ze dziś zasnę juz inaczej, i jutro...i każdego innego dnia....

piątek, sierpnia 20, 2004

Wodzu: dobrze jej tak, dobrze !!! :-) hehe ;-)
Szarańczę z mojego pokoju spotkał los równie podniosły - zjadł ją szczur mojego brata :-) chrup, chrup, mniam, mniam...
Staw...wróć proszę...
Co to za klasa...bez nauczyciela...?
Mozna odniesć wrazenie, ze przestałes istnieć :-( ...
Tez kilka dni temu znalazlem biegającą po domu szarańczę. Dzięki mnie wyskoczyła ostro w górę po drabinie ewolucji, bo zatłukłem ją jak psa ;-]

A w ogóle to macie rację, duszno tu jakoś....
Nieustająco

czwartek, sierpnia 19, 2004

Lepkosc i bezruch.

środa, sierpnia 18, 2004

Polecam do poczytania i wakacyjnego spozytkowania:
http://www.staryzoliborz.com/spacer.htm
Znalazłam dzis w pokoju ogromnych rozmiarów szarańczę. Chodziła sobie po scianie...Zastanawiałam sie, co robiła, kiedy spałam...W kazdym razie - sny miałam tej nocy bardzo dziwne...mam nadzieję, ze nie sniłysmy razem ;-)
Myslę, ze masz rację.
Powietrze jest gęste i cięzkie. Sprawia wrazenie, iz mozna pokroic je w kuchni na stole i podac w miejsce pomidorków na sniadanie, obiad czy kolację. Poza tym dni, w sposób przedziwny, zaczęły zamieniać się w twory bez kształtu. Doprawdy...zadziwiające jest to lato.

To przez ten upał :-)
w wakacje nie ma czasu :)

wtorek, sierpnia 17, 2004

tak...tam kazdy byl z innej bajki :-), nawet "magiczna rózdzka", którą bawiła się wokalistka ;) Mysle, ze kazdy dobrze ja zapamietal, hehe ;-)
Przypominają mi się te dwie panie. Pani z Goldrfapp i pani z Massive Attack. Dwa wymiary...równie piękne.

poniedziałek, sierpnia 16, 2004

piękne...i doprawdy przejmujące...:
http://www.republika.pl/mar_zar/lesman/blesmian.html

sobota, sierpnia 14, 2004

Strasznie jakos smetnie sie zrobiło na tym naszym blogu ostatnio...niech ktos sie usmiechnie...Ja moge pierwsza :)))))))))))
"Po cichu
po wielkiemu cichu
idu sobie ku miastu na zwiadu
idu i patrzu
Na ulicach cichosza
na chodnikach cichosza
nie ma Mickiewicza
i nie ma Miłosza..."

... zmarł dzis o godz. 11.10, w domu, w otoczeniu najbliższych.
Przeżył 93 lata...

czwartek, sierpnia 12, 2004

ŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚ
ŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
– ku pamięci bloga z czasów, gdy cenzura nie miała jeszcze nad nim władzy ;) Uczcijmy ten moment „chwilą Ś”.
Wpis ten umożliwił mi program Microsoft Word, za co serdecznie dziękuję jego stwórcom, hehe :).
Iamibi - gwoli przypomnienia; jak z mgr D. zaczynalismy dłubać animacyjnie, to ja byłam na I roku studiów i nie miałam pojęcia co, jak i gdzie, a D. był na III roku stosunków międzynarodowych. I miał pojęcie odrobinkę większe. I jakos nam to szło, metodą prób i błędów. Więc nie kierunek determinuje człowieka, a chęci. Wszystkiego innego można się sukcesywnie w praktyce douczyć, dowiedzieć itd.

Pomysł z placówką jest o.k., tylko trzeba się rozeznać, jak tam Wasze galicyjskie placówki działają; w Warszawce bywa z tym róznie. Te instytucjonalne patrzą niekiedy chętnie, niekiedy niechętnie, a niekiedy kończy się na odrabianiu lekcji z dzieciakami. Znam jedną swietlicę socjoterapeutyczną (kumpela pracowała tam 8 lat), która opierała swój program w dużej mierze na warsztatach i fajnie im to wychodziło. Czasami lepiej znaleźć jakies stowarzyszenie/fundację, które zajmuje się różnymi działaniami z dzieciakami wszelakimi, niekoniecznie instytucjonalnie, podpiąć się pod nich wolontarystycznie, a potem ciachnąć własny projekcik. Przejrzyj bazę organizacji pozarządowych klon/jawor (www.ngo.pl).

Kurde, poradnik animatora nam się z bloga robi :-) Jeszcze trochę, a wreszcie przestanę marudzić leniwie i obronię ten cholerny projekt dyplomowy z animacji. A potem magisterka i witaj, bezrobocie...Wczoraj wyczytałam w gazecie, ze robią nabór do Agencji Wywiadu i kulturoznawcy tez są mile widziani...Ale na Jamesa Bonda to ja się chyba nie nadaję, a poza tym u nas raczej nie dają takich słuzbowych samochodów ze wszystkimi bajerami :-)


środa, sierpnia 11, 2004

Zdaje mi się, ze nie, to się jakos tam omija prawnie (edukacyjny pokaz zamknięty i czołem), ale z reguły do takich pokazów studencko - szkolnych nikt się nie przyczepia, bo się ich nigdzie nie zgłasza. A z różnymi pokazami grupowymi może być ciekawie. Napisałam o tych wszystkich bzdurach bo pamiętam jak mój kumpel robił projekt pod Warszawą z dzieciakami, co by się po ulicach nie pałętały. I chciał im chyba "Władcę pierscieni" (pierwszą częsc) puscić. Zrobił kilka ogłoszeń w miasteczku i zaraz ktos się do niego przyczepił, że to nie jest pokaz zamknięty, więc jak się uda to fajnie, a jak nie to kara itd. itp. Koniec końców chyba nabazgrał pismo i mógł za darmochę puscić, ale się trochę zestresował.

Dzisiaj w nocy podarowano nam deszcz spadających gwiazd. Widzieliscie?

wtorek, sierpnia 10, 2004

Słusznie...zupełnie o tych drobnych, acz trudnych do ominięcia sprawach zapomniałam.

Ps: czy zwykly nauczyciel akademicki, ktory co kilka semestrow chce poprowadzic konwersatorium ( podkreslam - zwykly czlowiek - ani filmoznawca, ani krytyk filmowy - jakis tam nauczyciel akademicki) z filmu, na ktorym planuje pokaz kilku do kilkunastu filmow dvd albo vhs...czy taki ktos tez musi miec papiery, umowy, zgody...i inne takie rzeczy?
Katharsis, Iamibi i reszto - wszystko mozna jak się CHCE i się człek nie boi. I wszystkie pomysły dozwolone, byle z sensem.

Co do pomysłu filmowego, nie odbierzcie tej wypowiedzi, ze chcę go tu torpedować, ale z doswiadczeń wynika, ze na początek lepiej by było zrobić cos łatwiejszego organizacyjnie i finansowo. Z filmami niestety bywa tak, ze łatwo się na tym poslizgnąć. Jak się chce wyswietlać na projektorze, to trzeba zapłacić za kopię. Jak film puszczany z DVD/VHS, to trzeba spełnić wymogi wynikające z prawa autorskiego - liczebnosć grupy, cele i takie tam (najlepiej to opisać jako pokaz zamknięty, ale wtedy trza na wszelki wypad mieć papierek). Bzdury to są, ale trzeba o tych bzdurach pamiętać, bo jak się przypulta ktos do tego, to moze być nieprzyjemnie. Chyba ze podpinacie się pod filmoznawców i robicie DKF w jakies instytucji, sami zdobywając na to kasę (mały grancik skądkolwiek), to wtedy mniej jest latania.

Dzisiaj deszczu zenitalnego nie było. A szkoda, zaczynałam się przyzwyczajać. Chwasty na balkonie będę musiała podlać... Na razie rozliczam w robocie akcję z zeszłego miesiąca...o, pizza przyjechała...

poniedziałek, sierpnia 09, 2004

Droga Iamibi :-)
Nie znam Cie kompletnie, ale to, o czym piszesz w ostatnim poscie sprawia, ze stajesz mi sie poniekad osoba bliska. Rozumiem doskonale chec, jaka zawladnela pewnego dnia Twoim "byciem w swiecie" (bo domyslam sie, ze taka chec, choc rodzi sie pewnie potajemnie w zakamarkach duszy przez dlugi czas, swoje prawdziwe oblicze ukazuje nagle, zupelnie niespodziewanie nawet dla siebie samej i po prostu..."pewnego dnia" ). Tworzenie specjalnie zorganizowanego czasu dla ludzi, ktorzy "szeroko rozumianej tworzczosci" zupelnie jeszcze nie mieli okazji wpuszczac do swojego krwiobiegu jest z pewnoscia rzecza niebywale trudna. I moim zdaniem Twoje obawy, zwiazane z ogromem pracy sa jak najbardziej uzasadnione. Z drugiej strony faktycznie, dokladnie tak, jak pisze Agnieszka, trzeba po prostu postawic sobie konkretne pytania i znalezc dla nich jak najtrafniejsze odpowiedzi, ktore z czasem odnajda swoja realizacje w czasie i przestrzeni. Mysle, ze przede wszystkim trzeba poznac taka mlodziez z filmem (i lepszym i gorszym). Mysle, ze jest on bardzo wartosciowa galezia sztuki. Sztuki roznego rodzaju. Ludzie po prostu lubia chodzic do kina, lubia tez zaszyc sie czasem w swoich domach i cos poogladac. Waszym zadaniem mogloby byc pokazanie, co ogladac...i jak to ogladac. Teraz tylko trzeba znalezc kogos, kto choc odrobine sie na tym zna a przede wszystkim - lubi te "dzialke". Potem - warunki, aby takie filmy pokazywac jakiejs grupie ludzi. Ot...tyle chyba na dzis. Reszta z czasem...kiedy przyjdzie :) Chcialam jeszcze pogratulowac pomyslu - to naprawde fajne, ze komus sie chce - tak...po prostu sam fakt, ze komus sie CHCE :) Pozdrawiam serdecznie.
Grupo krakowska pod wezwaniem - pytanie podstawowe i najpierwsze z pierwszych: dla kogo to będzie i czy potrzeba jest?

Bo jeżeli robię warsztat z Krakusami, co turystów mają dosyć, to na przykład nie jest złym pomysłem stworzenie subiektywnego przewodnika po miescie (żeby nie Wafel i Rynek, a picie nad Wisłą) Jeżeli robię akcję na miescie, to rozkładam się nad rzeczoną Wisłą i namawiam ludzi do zostawiania swojego sladu na rozłożonych płachtach papieru. Jeżeli robię warsztat z placówką wychowawczą, to mogę zrobić dużo rzeczy, ale muszę wiedzieć co i jak w tej placówce. Jaki to jest wiek, jakie materiały i inne takie. I jaka potrzeba- uswiadamiana lub nie. Desantu im się tam zrobić nie da.

A ogrom pracy jest żaden, jeżeli się odpowie na pytanie na początku. Jeżeli wiem, co chcę zrobić i nie trafia to w próżnię i jest ta grupa pod wezwaniem, to reszta jest pestką. Pszepruszam, ze tak zawodowo mi się poleciało. Pomysłami słuzę.

(a alt+s dalej nie wchodzi)
Wędrówki i rozmowy z duchami - czyli widok z moich wakacji z ubiegłego roku:

.

niedziela, sierpnia 08, 2004

Wakacje to najlepszy czas na wedrowki...

piątek, sierpnia 06, 2004

Żeby jasnym było: miewam ostatnio sny, w których spotykam umarłych. Umarli spotykają mnie.
Iamibi - "umarła klasa" powiadasz. Matus miał podobne mysli. Nie mylił się. Każda klasa jest umarła - później lub prędzej. W tym cieniu chyba pozostaniemy.
Są i przebłyski. Teraz własnie Coldplay w telewizorze na Cyfrze. Im dalej, tym lepiej myslę o Massive Attack w Gdyni. To był dobry koncert.

czwartek, sierpnia 05, 2004

No tak, połączenie liter, o których mowa, nie wywołuje zachwytu naszego bloga. Niech tam, odpusćmy mu, choć mam wrażenie, że system nie jest do końca zdecydowany, bo czasem pozwala wdusić odpowiednie klawisze (byle zrobić to odpowiednio szybko:)).
Bezdomnych witamy z ramiony otwartemi. Blog, który istnieje w przestrzeni poddanej tylko naszej woli, jest formą duchowego squattingu, każdy może w niej zamieszkać. Zwłaszcza goscie z Galicji:).
Piszcie tak dalej. Rozbłyski rzeczywistosci, które przynoszą te posty, pozwalają uczynić ją bardziej znosną, pewnie lepszą.
Morze Wewnętrzne trwa niezmienione. Pływałem w nim, mysląc, że przed wiekami wody te przemierzali Rzymianie, a wczesniej jeszcze, troszeczkę dalej, żeglował Odys. Byłem w Arles, chodziłem po "moscie w Avignon, tam da da dam...", spotkałem mało przyjemnego żandarma (niedaleko Saint-Tropez:)) - mandat skalkulowal mi na 9o E. Wróciłem, a tu i słońce, i deszcz (tam nuda: tylko słonce, słońce, słońce..., miasta zaczynają żyć w nocy, bo w dzień zbyt sennie i gorąco).
No wkurza mnie trochę to "alt+s" bo już parę razy musiałem edytować swój tekst. Rozwesela mnie za to mój komputer: sciągnąłem sobie kompozycję pulpitu pod tytułem "The Doors". Kiedy wykonam czynnosć niedozwoloną , słyszę z głosników: Break on through to the other side!:)
Znowu deszcze zenitalne...Od trzech dni o czternastej codziennie pada. Kiedy się chmurzy cały dzień, to jeszcze, ale kiedy jest pogoda jak dzisiaj - słoneczko, 25 stopni w cieniu - smiesznie to wygląda, kiedy nagle nadlatuje skąds wanna pełna wody, patrząc na zegarek wylewa zawartosć na miasto i odlatuje dalej. Ciekawe, skąd wanna ma zegarek???

Dzisiaj szkolę się w wysyłaniu faksów (nie ma jak być tanią siłą roboczą...). Przemyslne urządzenie, choć nie ma w sobie uroku tych wielkich maszyn z tarczą telefoniczną, klawiaturą maszyny do pisania i otworkiem, skąd wypluwały się podziurkowane rolki papieru. Ot, telefaksy jako tajemnica dzieciństwa - jak to się dzieje, ze tu się pisze, a tu się koduje, a tu idzie dalej...W dodatku wielkie to było jak komoda. A ten dzisiejszy mój faksik - mały, zwinny i absolutnie bez uroku.

A poza tym wyludnione miasto. Wszyscy zapakowali się we wszelkie mozliwe srodki transportu i odjechali Gdzie-bądź i Byle-gdzie. Wieczory spędzam na balkonie, ksiązka w łapie, słonecznik obok, cos w rodzaju Johna Zorna lub Mirabasiego z Jagodzińskim leci z głosników, zapach maciejki ze skrzynki, puste kompletnie podwórko, nawet żule mają urlop. A potem w miasto, z rosnącym zdziwieniem, że Warszawa o godzinie 22 wygląda dokładnie jak Ciechanów o tej porze.
Znaczy się, pusto. Tylko znicze i kwiaty co jakies kilkaset metrów w ramach pozostałosci po obchodach 1 sierpnia. Puste miasto z "teraz" rozmawia z pustym miastem z "wtedy".

I oto objawiła się blogowa Moc Sprawcza! Więc to chyba nie tęsknica spowodowała niechęć do "alt+s", bo dalej nie wchodzi... Jak tam Morze Węwnętrzne?

środa, sierpnia 04, 2004

Cóś się tu pozmieniało? Sprawdzam polskie znaki.
A moze to tajemny plan który ma nas przekonać do odkrycia funkcji "edit"???
Czy Staw juz wrócił??? Moze blog za swym Kreatorem tęskni...

Nie traktuj tego osobiscie, blog się zbiesił...Mnie źle reaguje na polskie czcionki...

wtorek, sierpnia 03, 2004

Dzień...
Komputer w pracy. Korekty artykułów do gazetki dzielnicowej. Przyklejanie napisów na wielkie bohomazy w złoconych ramach. Na bohomazach nieomiennie landszafty. Żeby się na jakiego romantyka jeszcze kreowali, ale nie, ponure mazowieckie krajobrazy. Takie z wierzbami i Kasprowym w tle... Polska w pigułce?
Iamibi: a ja myslałam, ze ta Kantorologia juz się przestała plenić po głowach...Ja tam artystycznym demiurgom nie ufam. Jak Ci nie przejdzie, to powinnaś wrócić do stolycy i zacząć studiować kulturoznawstwo, bo u nas przecie tylko Grotowski/Kantor/Kantor/Grotowski...(i Masłowska w charakterze Żywego Idola Tłumów). A likwidacją Pacjenta Zero co tą Kantorologię Ci zasiał w głowie juz ja się zajmę :-)

niedziela, sierpnia 01, 2004

noc ...

czwartek, lipca 15, 2004

Prawiem spakowany. Jutro o trzeciej nad ranem: pobudka!!!! I dłuuuuga droga. Przede mną daleko Morze Wewnętrzne:)!

poniedziałek, lipca 12, 2004

Mała Lo - dziecko z prowokacją.
Z ustami i na kredyt.
Dziecko, które boli.
Długo.
Małe Dziecko H.H.
życie bywa naprawdę przykre...:-(...

niedziela, lipca 11, 2004

Pozdrowienia z różnych miejsc w środku świata i z końca świata (zależnie od preferencji). Generalnie z różnych podróży od-gdziekolwiek-do-donikąd. Chyba najbardziej 'u siebie' jestem w krótkiej chwili przyzwyczajania się do zajmowanego miejsca w Polskich Kolejach Państwowych. Chociaż tam wciąż (i chyba jeszcze dłuugo) nie ma dostępu do Internetu :-)

sobota, lipca 10, 2004

z innych względów ją tu zamieściłam ;-) hehe...
Piosenka otwierająca Kill Bill vol.1. Ładna. ;-)
Nancy Sinatra
» Bang Bang (My Baby Shot Me Down)

I was five and he was six
We rode on horses made of sticks
He wore black and I wore white
He would always win the fight

Bang bang, he shot me down
Bang bang, I hit the ground
Bang bang, that awful sound
Bang bang, my baby shot me down.

Seasons came and changed the time
When I grew up, I called him mine
He would always laugh and say
"Remember when we used to play?"

Bang bang, I shot you down
Bang bang, you hit the ground
Bang bang, that awful sound
Bang bang, I used to shoot you down.

Music played, and people sang
Just for me, the church bells rang.

Now he's gone, I don't know why
And till this day, sometimes I cry
He didn't even say goodbye
He didn't take the time to lie.

Bang bang, he shot me down
Bang bang, I hit the ground
Bang bang, that awful sound
Bang bang, my baby shot me down...

... ;-)


piątek, lipca 09, 2004

Piszę do Was z drugiej strony świata :-) i z radością oznajmiam - wreszcie mogę położyć się spać !!! :-)
Dobranoc, Dzień dobry ... etc...wedle uznania i preferencji wszelkiego typu ;-) ...

piątek, lipca 02, 2004

:-) wakacje !!! Niech żyją wakacje !!! :-)

czwartek, lipca 01, 2004

Ale dokąd, Abnuk, dokąd ?!?

poniedziałek, czerwca 28, 2004

abnuk się obraził, że blog żyje bez niego i postanowił się już więcej nigdy na nim nie pokazywać ;) ehehehe

niedziela, czerwca 27, 2004

jechałem dziś przez pola i pagóry takie, pola i pagóry w słońcu i w ołowiu, zielenią swą nieprzyzwoicie wręcz zielone, kładące się i tańczące na wietrze, a słońce spoza ledwo ledwo, ale było, deszcz na szybie, swiatło, deszcz, wycieraczki, deszcz, deszcz; więc: pola i pagóry, po których nuand pewnie błądzi, jeśli błądzi. A to pamiętacie?: komiks nuandy

Ech, gdybyśmy mogli to dokończyć...

sobota, czerwca 26, 2004

Wodzu: kilka słów to już coś :-) Fajnie, że napisałeś.
Proszę brać przykład z Wodza !!! :-)
Nie mam narzędzi, bo szwankuje moje aktualne połączenie z internetem. Jesteś zdana na siebie. Wybacz.

staw: Mam Velvet Revolver i jest kapitalne, solidne gitarowe łojenie ;-)
noc...
blog powoli staje się mój - nie pozwólcie na to :)

piątek, czerwca 25, 2004

Exit Music
Wake from your sleep,
the drying of your tears,
Today we escape, we escape.

Pack and get dressed
before your father hears us,
before all hell breaks loose.

Breathe, keep breathing,
don't lose your nerve.
Breathe, keep breathing,
I can't do this alone.

Sing us a song,
a song to keep us warm,
there's such a chill, such a chill.

And you can laugh a spineless laugh,
we hope your rules and wisdom choke you.

And now we are one
in everlasting peace,

we hope that you choke, that you choke,
we hope that you choke, that you choke,
we hope that you choke, that you choke.

Radiohead
I w końcu i tak każdy wraca "do siebie". Ludzie, w gruncie rzeczy, nie zmieniają się...

środa, czerwca 23, 2004

Słusznie, słusznie...;-)
tssst, nie przeszkadzaj, gdy zmęczeni śpią;)
bo trzeba odespać na zapas ten Massive Attack:)
no pisać, ludzie!!! ;-)
Dobre książki, czytane w oryginale, stają się jeszcze lepsze :) !

poniedziałek, czerwca 21, 2004

no tak...i tradycyjnie - po moim poście ze 2 miesiące tępego milczenia na blogu bue...;-)
Wakacje to chyba taki czas oczekiwania na to, co się stanie. Czekasz, czekasz, nastawiasz się na coś fajnego, z czasem dowiadujesz się, że ten wyjazd nie wypali, bo ktoś tam nie może, inny, bo ktoś strzelił focha, na inny samemu strzela się focha, wakacje mijają bezpowrotnie i znów zaczyna się okres wyczekiwania na następne, jakże niezastąpione i potrzebne, wakacje.;-)
A mówiąc poważnie - zanim wakacje nie nastaną radośnie i zgodnie na wszystkich uczelniach i wszystkich wydziałach, gdzie posiada się jakieś znaczące znajomości, człowiek wciąż będzie czuł się jakby był tuż, tuż ... przed ich rozpoczęciem się :) Pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze ciężko pracują nad zdobyciem "biletu" na (oby) załużony wypoczynek :) :) :)
Pada. Obrzydlistwo. Współczynnik marudzenia się zwiększa. Kawa nie pomaga. Ale to wszystko dlatego, że dzisiaj jest pierwszy dzień lata, powinno się już mieć wakacje, a tu wewnętrzny głos mówi "Wakacje? A co to są wakacje???"

sobota, czerwca 19, 2004

Nie Wodzu nie słyszałem tego Velveta, chociaż słyszałem coś o nim. Masz do posłuchania?
Gdzieś to ostatnio wyczytałem...chyba przez nieustanną walkę klasową o byt i prawa Historii, wobec której nasze jednostkowe życie jest zaledwie cieniem cienia ;-)

PS. Zgodnie z obietnicą: Matus jest kul, nigga, gangsta i bradda ;-)

piątek, czerwca 18, 2004

czemu wszystko musi być takie trudne...?

czwartek, czerwca 17, 2004

Mnie jakoś podręczny zestaw płyt zaczyna się nudzić. Słuchał ktoś może nowego albumu Velvet Revolwer i może pokusić się o recenzję? ;-)

środa, czerwca 16, 2004

Agnieszka: nocne pociągi, powiadasz... Ile już lat nie jeżdżę nocnymi pociągami? A bywało różnie. Do Zakopanego na jednej nodze z nartą (nie moją!) na głowie. Z Zagórza po bitwie na peronie, żeby w ogóle wsiąść (ale to był raczej taki pociąg całodzienny). Z Gdańska wiele razy i na wiele sposobów - także taki, że w Gdyni stawiało się puste już butelki po piwie na półeczkach, rozkładało się na siedzeniu i spało się do Ciechanowa w spokoju, bo nikt nie wsiadał do przedziału, w którym leżało dwóch (bo w pojedynkę nie działało) napitych kolesi. A teraz pozostają mi nocne stacje benzynowe, które też dają podobny dreszczyk emocji (zawsze moga się trafić jacyś ruscy), jakaś kawa nad ranem, zaspane twarze, stali bywalcy, poezja, ale innego już sortu.
i ja coś zmienię w swoim życiu... choćby kolorek nika:)
A jakże, słuchałem. A czy znana Wam jest Patricia Barber? To jedna z moich faworytek gdzieś sprzed roku. Chyba będę musiał do niej wrócić.
abnuk: dzięki za Lali Puna. Wszystko mi się tu podoba za wyjątkiem nazwy. Brzmi jak "lalunia":)
Co do muzyki: jeszcze mi się nie nudzi, choć jestem z jednej strony coraz bardziej wybredny, a z drugiej wyrozumiały dla dryfującego czasem w kierunku kiczu mojego gustu. Jakoś to muszę godzić: kicz też musi mieć klasę albo czymś zwracać uwagę. Z tego względu nie dziwi mnie obecność na Twoim eftepku Tatu - miło jest posłuchać dziewcząt słodko śpiewających pa russki:).
Staw, słuchałeś solowej Beth? Jest inna, bardziej sepiowa. Najlepiej słucha jej mi się w nocnych pociągach, na chwilę przed drzemką, mijając wszystkie stacje gdzieś na końcu świata.

Pisanie przy muzyce. Umiejętność rozpoznawania na podstawie rytmu tekstu przy jakiej muzyce się ten tekst pisało. Z reguły to są Wariacje goldbergowskie Bacha albo Daab, niekiedy Krakauer, bardzo rzadko Dave Matthews Band (w którejś wersji koncertowej).
Odizolowanie od świata muzyką, ostrzeżeniem powieszonym na drzwiach, dymem (nie potrafię pisać bez palenia, niestety...)

A dodatkowo - odruch włączania radia zaraz po przebudzeniu lub jeszcze przed, dzięki funkcji "timer" :-). Choć ostatnio temu odruchowi towarzyszy inny - szukania stacji, gdzie nie usłyszy się papki wszelakiej. Jeszcze nie znalazłam, więc się od razu rano nastawiam pozytywnie do świata dzięki zdenerwowaniu na stacje radiowe:-)

wtorek, czerwca 15, 2004

ja się już chyba nie wyleczę z fascynacji zamglonym, mdławym stylem Portishead. znam to już niemal na pamięć: leniwy bas, egzaltowany wokal Beth Gibbons, hammondzik anachroniczny i anachroniczne już chyba trochę harmonie, delikatne skrecze w tle, takie od niechcenia. wysłuchane do cna, zdarte jak stary winyl.
rodzi się nowy styl słuchania: jest słuchanie w tańcu, w samochodzie - żeby nie zasnąć, w łóżku - żeby zasnąć lub żeby nie przespać nocy, jest wreszcie słuchanie z palcami na klawiaturze, z twarzą przed płonącym ekranem komputera. dźwięki płyną z sieci i przez sieć, w nas i poza nami, osierocone, zwykle wykradzione, a więc już zupełnie nasze, jest ich wiele, całe gigabajty, nie da się tego odsłuchać, godzin przy komputerze nie starczy. ale wpadamy w ten bezczas równie ochoczo, jak w poobiednią drzemkę obiecującą trwanie, wieczór długi, bez końca.
nasz oręż przeciwko nicości: MP3.
noc nocy nie równa :-)

poniedziałek, czerwca 14, 2004

hej, abnuku, co z tym Twoim eftepem? zdechł? czy mój admin zablokował port?

niedziela, czerwca 13, 2004

Ciepłe spojrzenie i mnóstwo dobrej muzyki...:-)
Dzięki,Kierowniku :-)

sobota, czerwca 12, 2004

Ps. jak się robi kolorek imienny? Bo ja jakaś blada jestem, a Wy iskrzycie się feerią barw i zazdrość mnie ogarnęła.
Ktoo...

Resetuję sobie mózg właśnie przy pomocy truskawek, komputera i dziesięciu płyt z serialem "Robin Hood",które dostałam na Dzień Dziecka od przyjaciół. A Wy? Zróbmy statystykę - kto się leni w długi czerwcowy weekend, lewe kopytko w górę. Kto aktywny i produktywny, ten a) pewnie się nie odezwie, b) jak się odezwie, niech podniesie lewe kopytko w górę i zaryczy basem.

czwartek, czerwca 10, 2004

nie ma to jak dystansik...;-)

środa, czerwca 09, 2004

Pakujemy walizy i jutro raniutko na wydmy!!!
Dziś dostałem od maturzystki książkę z dedykacją "W podziękowaniu za rozmowy o literaturze >>od zgniłych śledzi po gwiazdę na granicach świata<<". Narcyz we mnie ma się coraz lepiej;)
Innymi słowy: jak my, faceci, czegoś nie wymyślimy, to blog leży na łopatkach. Pięknie...

wtorek, czerwca 08, 2004

Khym, hym...

Na pewno chcesz wykładzik z dziedziny antropol. kult.???

A poza tym - chłopaki: miała być dyskusja !!! Jak Wam się temat nie podoba w ogólności swojej, to zamiast pasowania zapodajcie w następnej rundzie jakieś dwa kiery! Albo trzy piki! Albo cokolwiek!
Zagadnienie problematyczne, że mucha nie siada. Można, ale nie zawsze warto. Poza tym nie za bardzo wiadomo, o czym pisać, bo jakieś to takie ogólne - rzeczywistość, zdystansowanie, my, dotykanie rzeczywistości. Na trzeźwo i tak nie da rady dojść do prawdy ostatecznej, wobec czego jeśli idzie o mnie - pas ;-)

poniedziałek, czerwca 07, 2004

Czy można zachować dystans wobec rzeczywistości, która dotyczy nas samych, a także wobec nas samych, którzy dotykamy tej rzeczywistości?

Krótkie, ale problematyczne. Mam nadzieję,że na dyskusję się nadaje. Mnie osobiście bardzo ten problem zastanawia, swoje zdanie jednak wypowiem na końcu.

"ZagRajmy" hehehe ;) (Kto wie, skąd pochodzi ten cytat?)
Nie! Znowu się rozpiszę na pół strony, potem wszyscy to zignorują a ja zrażę się do bloga. Wolałbym twórczo rozwinąć cudzy temat ;-)
...a poza tym ten dzień rzeczywiście nie jest podły, bo jest... beznadziejny. Przez swoją pustkę znaczeniową, dziurę w porządku dnia i nocy, stał się kolejnym, namacalnym przykładem jakiejś przedziwnej bezczasowości, bezsensowności. Skąd się w ogóle biorą takie dni? Kto je produkuje? Ja się nie zgadzam, ja protestuję...!!!
Słusznie Wodzu! Zaczynaj :)...
Ktoś powinien napisać coś dłuższego i inspirującego do dyskusji - teksty na blogu robią się coraz bardziej krótkie i coraz bardziej bez sensu. Onieśmielam was, czy jak? ;-]
:-)
...a nóż...widelec ;)blaaa
E, zaraz podły...nudny trochę. No i zawsze istnieje ta podniecająca możliwość, że a nuż coś się jeszcze wydarzy, że a nuż za węgłem czyha jakaś przygoda, że nuż przejawi się nagle jakiś realizm magiczny...Prawda? ;-)
Wytrzymał...
W ubiegłe wakacje zniósł moje próby z "Polly" Nirvany i od tego czasu zrobił się naprawdę twardy - przez cały wieczór udawał, że nie słyszy.

...:( mimo wszystko, jakiś podły jest ten dzień...
Ps. czy Abnuka szlag jednak trafił z powodów wyczynów gitarowych ??? Czy tylko w melancholiję popadł...;-)
Wodzu! witaj, witaj!

Wnioski z ostatniej lektury ("Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl" Mariasa): wstyd jako zasada rządząca światem???
aaa, kotki dwa, szarobure obydwa...;)
Wnioski z ostatniej lektury (R. Zelazny): All ways lead to Amber ;-)
Wnioski z ostatniej lektury (R.Barthes): język się prostytuuje...
Pozdrowienia dla Wodza :) Dziwne, mam rodzinę w Kanadzie, ale zawsze sądziłam, że u nich już też jest internet ;):) :)

niedziela, czerwca 06, 2004

Cała przyjemność po mojej stronie...
Właściwie to ból istnienia mi nie doskwiera, chyba, że za takowy uznać nieudane próby rozpracowania "Hit me baby one more time" na gitarę. Swoją drogą, ciekawe ile czasu minie, zanim Abnuka szlag trafi w kuchni... ;-)
O kurde, Wodzu!
Jak miło znowu poczytać o tych nieustannych bólach istnienia i deprechach. Są jednak na tym marnym świecie jakieś constans:))
W sprawie stronki, filmu i ostatniego posta sora...

Abnuk: buehehehehe!

Wodzu: hihihi ;-)
Dobry wieczór wszystkim. Postanowiłem napisać w porywie natchnienia...siedzę u Abnuka w Warszawie, zmierzch zapada...on siedzi sobie obok: wygrywa frywolne melodyjki na gitarze i zanosi śmiechem przy każdej porażce uczestników jakiegoś dennego show na TVN...ja frustruję się, bo właśnie nie mogę zapisać się na program studiów na przyszły rok, co może mi nieźle namieszać w planach..."tajemniczeją myśli, fantastycznieją zdarzenia/i mówić coraz trudniej, i milczeć coraz boleśniej"...to chyba Słowacki...(fajny ten wielokropek)... Napisałbym coś więcej, ale nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy - pewnie zacząłbym wypisywać bzdury w stylu "O Wielka Naturo! Uśnij wraz ze mną!" bądź "O niewyrażalna grozo wszelkiego półbytu". Choć już nawet nie pamiętam, jak to się robi. Przyjemnie być znowu w Polsce, choć serwisy wiadomości i programy publicystyczne wpędzają w depresję. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich z bloga.
Ech, wy !@#$$%%&*!... No tak, macie niezłą polewkę, łobuzy/łobuzice:) Rozumiem, też na waszym miejscu bym to robił.
Oto zatem zmodyfikowane PRAWA STAWA:):
Prawo nr 1 : "GOOGLE wie wszystko"
Prawo nr 2 :"Nie wierz we wszystko, co ci mówi GOOGLE. Jest prawdopodobne, że poza GOOGLE istnieje realny świat. Nikt tego nie sprawdził, ale niewątpliwie jest to możliwe do pomyślenia".
ech...piękny ten wieczór dzisiaj..jakiś fajny film by się obejrzało. O, Staw...a może Ty jakiś polecisz? Znasz się na tym ponoć ;) hihi
No i musiałem trochę zepsuć ten link, żeby dziatwa zanadto się nie gorszyła:) Niech to się nie otwiera tym, którzy nie chcą.
Ach ta rzeczywistość:) Kolejnym dowodem jej istnienia jest jej nieprzewidywalność. Swoją drogą ciekawe, kim jest ten mój sobowtór i jak znalazł tę robotę?:)
Żona pisze przemówienie na powitanie biskupa Wielgusa. Dialog:
Ż: Jan Bosco jest święty czy błogosławiony?
Ja: Wpisz do google, pewnie będzie.

Google wie wszystko. Mam nowy dowód na istnienie elementów rzeczywistości: "istnieje to, co jest wyszukiwalne".
Możecie się na mnie powoływać:)
A właśnie że z dnem... I z dniem. Każdym. Idziesz rano do sklepu, kupujesz pieczywo, gazetę, serek topiony, szlugi, papier toaletowy (niepotrzebne skreślić). I w tym jest to dno. Dno absolutnie niepejoratywne, tylko ostateczny konkret dnia.

Jak zawsze w czerwcu, nadszedł czas oglądania tego dnia od drugiej strony. Warszawa o tej porze jest najładniejsza - wszyscy zdążyli już wrócić nocnymi albo zalegają gdzieś po imprezach. Za wcześnie żeby iść do pracy. Polewaczki, sprzątacze, pocisk wycelowany w niedoszłego Romea czyli rozbita doniczka z fikusem na chodniku, ptaki drą ryja, kioskarka układa gazety. Telefon od znajomego, że nie może spać i w ramach akcji protestacyjnej będzie budził innych i jego cholerne rozczarowanie, że tym razem mu się nie udało. Czekanie na pierwszy dzienny autobus na Centralnym i pomysł, żeby wejść wreszcie na to 30 piętro Pałacu Kultury - ale niestety, ta przyjemność jest dla wycieczek rodzinno - popołudniowych, więc zostaje tylko podziwianie akacji na podwórku z balkonicznej perspektywy mojego drugiego piętra.
Tyż piknie. I tyż konkret.
ech...ta rzeczywistość bez dna...

środa, czerwca 02, 2004

Wrócę, wrócę...jeszcze tylko kilka okrążeń, kilka komisji egzaminacyjnych, kilka pisemek urzędowych niezbyt mądrych, kilkadziesiąt stron książek mądrzejszych o całe konstelacje, i jeszcze dorzuciłbym kilkadziesiąt godzin krzepiącego snu, wtedy na pewno wrócę, wrócę jak amen w pacierzu, jeszcze będziecie mnie mieli dosyć jak krew czerwieni.
"Krótko o zgubnych skutkach bycia bogiem"
- jeśli stracisz wiarę w siebie...stajesz się niewierzącym w pełnym znaczeniu tego słowa, poszerzonym o wszelką, wynikająca z jego istoty, wariantywność.
Dobrze więc, drogi Abnuku, że na długo ten "lustrzany teocentryzm" nie pomaga ;)
tego nie da się powiedzieć "obok" - STAW !!!- no wracaj już z tych "intermediów istnienia"....
Jakiś wyjątkowy ten dzień, więc go tu utrwalam - z minuty na minutę dostaję coraz większej głupawki...cisza przed burzą, czy burza przed ciszą...? sama nie wiem. Jutro będzie widać...Oto nadejdzie SĄDNY DZIEŃ...dzień podwójnego stanowienia...i dzień wielkiej ewaluacji...aaaaaa...

poniedziałek, maja 31, 2004

Oto co znalazłam dziś w tekstach do jednego z wielu tegorocznych egzaminów:
"Jak to sformułował pewien autor, metafora to idylla z nowym partnerem, który opiera się, a zarazem ulega"...hehe ;)
Abnuk, nie wyzywaj ludzi od humanistów, bo takim potworem może być każdy; według deficji mojego znajomego humanista to taki człowiek, co potrafi dyskutowac o książkach, których nie przeczytał. A poza tym faktycznie się ciesz, że nie musisz się (na razie ! na razie!)zmagać z oporną i narzuconą materią dyskursu naukowego w perspektywie napisania stu stron takiego badziewia - wczoraj około pięcdziesiątej strony (całości, nie rozdziału, bez obaw) odkryłam nagle, że tak w ogóle, to wolałabym pisać thrillery kulturowe (np.niemiecka emerytka jedzie do odległego afrykańskiego kraju pocykać fotki, a tam tłum tubylczy pakuje ją do piwnicy i ona tam siedzi taka nieszczęśliwa i atmosfera jest groźna, po czym okazuje się, że oni akurat obchodzą dwudnuiowe święto, którego baby w podeszłym wieku oglądać nie mogą i dlatego zafundowali jej zwiedzanie podziemi) albo zostać traktorzystką (ale to wymagałoby skonstruowania wehikułu czasu do powrotu do poprzedniego systemu).

A poza tym refleksja poranna - jak to jest, że im więcej wątpliwości, tym paradoksalnie więcej pewności - i to nie na zasadzie motywacji?

Staw, toniesz pod stertą klasówek, dzienników i pism urzędowych?
Wyślij przynajmniej krótkie "bul bul"!
Kiedy nie śpię przez kilka dni...czy zbliżam się do prawdy, czy się od niej oddalam? Czy kiedy mówię coś "pod wpływem" - jestem pod wpływem, czy już poza nim? Jak duże szkody może wyrządzić "uczynienie przyimka najważniejszą częścią zdania"...?

niedziela, maja 30, 2004

...bo to, co nas podnieca jest odchyleniem od odchylenia.Pozorem normalności, zawartym w chwili z każdego dnia.Pozorem pozorności, pokalana niewinność, strach, samotność niezrealizowana...cisza
uwolnić się od słów - i nadal się rozumieć...i dopiero zacząć się rozumieć...

sobota, maja 29, 2004

Aga! Jestem z Tobą! A Ty Abnuk ciesz się, póki możesz :) Ten "nierealny" czas nie trwa wiecznie :) Kiedyś w końcu padnie to pytanie, od którego włos się jeży... "To jak, ma Pan już ten konspekt pracy magisterskiej?" ;):):)

piątek, maja 28, 2004

Kiedyś chyba sobie o tym po cichu tu pisałam, ale co szkodzi jeszcze raz. Dorwijcie sobie "Życie. Instrukcję Obsługi" Pereca. Tam dopiero jest czym przesiąkać...

Abnuk, czyzbyś się stał szczęśliwym posiadaczem Dzienników Gombra w wersji dla ubogich studentów, czyli trzy tomy za 19.90 :-)? Chyba przełamię wrodzony wstręt do supermarketów i się wybiorę, żeby zobaczyć, czy i tam to kolportują. Gombrowicz w Carrefourze?

Ucząc się do sesji lub walcząc z krnąbrnymi licealistami, wspomnijcie czasami jednostki produkujące kolejne strony pracy magisterskiej, co? Jestem właśnie na 18 stronie IV rozdziału, cały pokój zawalony papierami, włos rozwiany, kryzys za kryzysem, mózg paruje uszami. Promotorka dzwoni co dwa dni i molestuje, kiedy cos dostanie, bo się na wakacje wybiera i mam się śpieszyć. A ja ciemność, ciemność widzę :-)


czwartek, maja 27, 2004

"...po cichu, po wielkiemu cichu...idu sobie i patrzu...i widzu..."

środa, maja 26, 2004

Franziska Nietzsche w Pobles
[Naumburg 3.3.1851]
" Kochana mamo,
Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie jestem z tobą, więc muszę pisać do ciebie liścik.Bardzo się ucieszyłem z szarlotki, dziękuję za nią pięknie.
Myślę ciągle o Tobie i Elisabeth, ale pisac już nie mogę, bo jestem zmęczony.
Twój
wierny syn
Fritz Nietzsche, "

Każdy był kiedyś dzieckiem :) ... jakiejś Mamy :)))
Żuki będą w Dziennikach Gombrowicza. Przy Twojej podatności na jego wizję świata można się spodziewać, że zarazisz się nastrojem niezgody na absurd i jednoczesnej bezradności. Więc ostrożnie, ostrożnie...:) Są bo na świecie lektury bardzo niebezpieczne.
abnuku, dawkuj sobie tego Gombra trochę ostrożniej;) Niedługo będziesz żuki ratował na plaży, ratował - bo zauważysz, że leżą bezradanie przebierając w powietrzu nóżkami i irracjonalnie się smażą. Więc będziesz je odrwracać, ale uświadomisz sobie w pewnym momencie, że przecież jest ich zbyt wiele... I nie pomożesz przecież wszystkim.
Jeśli nie dotarłeś jeszcze do tych partii Dziennika, to wiedz, że masz jeszcze szansę sie wycofać. Potem nie będzie odwrotu.

poniedziałek, maja 24, 2004

Wszystkim przeżywającym przedsesyjną albo sesyjną chandrę polecam ostatnią notę czerskiego. Miło czasem poczuć, że nie jest się samemu w swoich spleenach.
...dziękuję :)))
Pocieszam Cię, jako mogę:)
Zachód słońca widziany z siódmego piętra taki, że dech zapiera.
Jeśli przez długi czas było się najlepszym, to nawet krótka chwila bycia najgorszym strasznie boli...niech mnie ktoś przytuli....:'(

sobota, maja 22, 2004

Od dziś wiem już, że moja kora mózgowa jest najważniejsza. Braki dopaminy sprawią, że będę miała parkinsona, niedobór serotoniny i noradrenaliny wprowadzi mnie w stan dystymii ( w najgorszym przypadku), jeśli nie będę miała dość acetylocholiny - popadniecie w mą niełaskawą niepamięć (inna choroba z tym związana). Poza tym mój mózg powinien ważyć w granicach 1200 - 1400 gram :) Ciekawostka - mózgi mężczyzn są cięższe od mózgów kobiet...Pewnie dlatego, że muszą pomieścić więcej słów i jednocześnie wiedzieć, kiedy ich nie używać. Kobiety niestety zwykle nie gromadzą wiedzy tego drugiego rodzaju, co widać na załączonym obrazku ;) Pozdrowienia dla wszystkich tak ciężko dziś pracujących, jak ja :)
Abnuku: Archive rzeczywiście robi wrażenie. Dopiero teraz moja Kazaa ściągnęła jakąś reprezentatywną ilość utworów rzeczonej kapelki. Mam w tym rozgardiasz niemały, ale wyłania się z niego całkiem, całkiem niezła jakość.
Wy przed sesją, ja w trakcie matur, nuand pewnie łazi gdzieś po wiosennych polach Prowansji. Choć mam czasem wrażenie, że.
No właśnie. Cóż można powiedzieć o tego rodzaju obecności. Obecności tak intensywnej, że trudno o niej mówić, obecności, która się udziela najbliższym, którą się śni. Obecności i jednocześnie pustki, która chwyta za gardło i dławi, tłumi głos.
Nigdy nie deklarowałem tu absolutnej szczerości, nikt z nas nie deklarował. Ani powściągliwości. Więc wybaczajmy sobie nadmiar lub niedostatek słów.

piątek, maja 21, 2004

...źle się dzieje w państwie duńskim...:(...

czwartek, maja 20, 2004

Ja cyklicznie (kiedy go omawiam) padam na kolana przed Szekspirem. Nikt mnie nie przekona, że to był facet z Ziemi. Dick miałby swoją ulubioną odpowiedź: to była inkarnacja Palmera Eldritcha; albo emanacja systemu Ubika. Ha!
Ja padam na kolana :-). Ale nie przed Andronikusem, oczywiście (liczba telewizorów przypadających na gospodarstwo domowe - 0,0):-))))

poniedziałek, maja 17, 2004

łeeee, obrzydliwość!:)

piątek, maja 14, 2004

Też tak myślałem. Aż wylądowałem na intensywnej terapii:)

czwartek, maja 13, 2004

Nie wiem, czy czyta. Pewnie czyta, bo czeka na wyniki matury. Ale rezygnuję. Nie da się tu umieścić każdej recenzji. Ja też muszę kiedyś spać:)
Skoro o cytatach mowa, to mój ulubiony ostatnio pochodzi z debiutu przysłanego do wydawnictwa, w którym mam praktyki. Dostałam powieść do recenzji - autor sili się na science-fiction (w redakcji nazywane swojsko SyFem),trochę cyberpunka itd. Na drugiej stronie panna stoi w korku,jakiś koleś zajeżdża jej drogę, panna bluzga zatem na niego w duchu. Zaznaczone jest, że bluzga mocno, bo wyzwolona jest i tak dalej. I tu pada przykład mający stanowić kulminację sytuacji; "panierowany chłystek!!!" :-)))
To była taka prowokacja intelektualna. Trzeba było widzieć moich adwersarzy, którzy prześcigali się w argumentacji, jak to jesteśmy zdeterminowni przez wszystko. To przecież oczywiste, że geny i hormony istnieją. Ale czy kto widział takiego hormona, na ten przykład?:)
Na kilku dyskusjo-imprezach wściekle broniłem tezy: "nie wierzę w hormony i geny, one nie istnieją", broniac tym samym tezy o podmiotowym i wolicjonalnym charakterze ludzkiej aktywności. Oczywiście nie miałem racji, ale moja porażka była piękna:)
Tak naprawdę, to całe te bogactwo przyrody, wytwory cywilizacji, wszystko to jest manipulowane o sterowane przez geny, które chcą sobie zapewnić najlepsze warunki do przetrwania :P

środa, maja 12, 2004

Profesor, z którym mam zajęcia o mechanice kwantowej i innych czarnych dziurach (tak!tak!kulturoznawców też się zmusza do rozszerzenia światopoglądów, choć zgodnie z tym, czego nas normalnie uczą, skłonna jestem zaklasyfikować te zajęcia jako wstęp do czarnej magii) rzucił kiedyś taką złotą myśl, że życie to taka cholera, że pleni się gdzie tylko może.
Czemu ma służyć produkowanie? A tak, żeby nudno nie było:-)

wtorek, maja 11, 2004

Ha!zaglądam i widzę, że przestałam być jedyną babą, co tu się produkuje niekiedy...Choć nieustająco mam wrażenie, żem tu lekko od czapy...
Sensy? Bezsensy? Nie doświadczanie paradoksów, ale produkowanie. Nieustanne. A te większe paradoksy to po prostu wynik przyrodniczego rozmnażania przez pączkowanie tych mniejszych.
I to na razie tyle.

poniedziałek, maja 10, 2004

A może tu zawiera się sens...W doświadczaniu coraz to nowych paradoksów istnienia. Bo czyż nie one, tak naprawdę, stanowią istotę świata?

I pozostanie po nas Wielki Deus Ridens...:)))
Nareszcie ktoś napisał. Już zaczynałam się obawiać, że blog też zwątpił w sens i odszedł w sfery niebytu i niepamięci:)
Kac istnienia, powiadasz... Niezłe.
Zmieniłem tytuł bloga, bo tamten był nieco na wyrost. Niech będzie skromniej: "klasa", wszak pisze tu tylko parę osób.

niedziela, maja 09, 2004

widzę, że z sensem istnienia się nie uporamy...no to już pozostaje tylko walczyć z kacem istnienia :))

środa, maja 05, 2004

sens istnienia...wiesz abnuku...ja go tak sobie obserwuję i zastanawiam się nad nim i doszłam do wniosku, że on chyba ma to do siebie, że się tak gubi od czasu do czasu...Najdłużej jednak nie ma go, kiedy zaczynam przeczuwać, że jakiś ważny etap mojego życia...właśnie się kończy...i to dość brutalnie :(( Ale wróci chyba...nie? Ten sens. Powiedz abnuk, jak Ci Twoje obserwacje podpowiadają...Jaki on w końcu jest?

wtorek, maja 04, 2004

Machekku :) witam i ja Ciebie i też pozdrawiam!
Masz ZIELONE tło?! Fakt, bawiłem się tłem, ale u mnie jest w tle nadal buda, a pod tekstem postów tło powinno być transparentne. Kliknij odświeżanie!
To może ja też coś napiszę :)
Witam i pozdrawiam tajemniczą katharsis.

A tak przy okazji: czy te zielone tło to tak wiosennie? Trzeba też zmienić kolor dla delimitera dni, bo na tym zielonym to go prawie nie widać.

poniedziałek, maja 03, 2004

A czy ja dostałem jakiegoś mejla ostatnio od Wodza? Kurde, nie pomniu. Może gdzieś się zapodział. No, a jeśli dostałem i nie odpisałem, to składam samokrytykę. Hej, jest tam kto w tej Kanadzie?
Wodzu...napisz do nas ... :))!!!
no dobrze staw...tylko teraz sama muszę uważać :)) ale nie złoszczę się, bo jak można się na Ciebie złościć :)) hihi ... Pozdrawiam Was wszystkich!!! I Witam serdecznie i wesoło w ten słoneczno - burzowy dzionek :))

niedziela, maja 02, 2004

Się nie złość, katharsis! Musiałem ostrzec nieświadomych zagrożenia;)!
I jeszcze jedno pytanko, może wiecie, co się z Wodzem dzieje?
nie ma to jak miły, uczynny człowiek, który przyjdzie i powie wszystko, czego my nie chcieliśmy mówić...ech Ty...
Ja się uśmiecham, abnuku. Bo co robić?
katharsis jest studentką polonistyki, więc uważajcie panowie na interpunkcję. Sam muszę uważać;)
Jestem...kobietą...jestem młoda...i ...jestem z Wami...Poniekąd mamy wspólne korzenie intelektualne.
Tempus fugit, staw...
Wiosna tej wiosny nie musiała się pojawiać. Może lepiej, gdyby jej w ogóle nie było... Niech będzie zima. Jeszcze przez jakiś czas.

sobota, maja 01, 2004

Pierwsza wiosna w Unii :)))

sobota, kwietnia 24, 2004

Czytam od trzech godzin i końca nie widać... Ileż nuandy w mojej skrzynce! Nie czytałbym, gdybym się nie uśmiechał.
W ramach rozmowy z Bartkiem przejrzałem archiwum bloga. Ostatnie posty od nuandy były z października 2003, wysyłane jeszcze przed wypadem do Hamburga. Warto je czytać! Lektura jego listów (a także tych, które mamy na twardych dyskach poza blogiem) to spotkanie szczególne... co ja zresztą będę Wam tłumaczył...
Piszę z trudem, ale kilka rzeczy trzeba powiedzieć. Zresztą nie wiem, czy post ten wyślę, bo zawsze pozostaje możliwość: napisz, zniszcz. Więc:
Po pierwsze trzeba streścić post Matusa, który gdzieś przepadł. Matus pytał o to, co łączy naszą klasę poza piętnem śmierci.
Po drugie uświadomiłem sobie dzisiaj, czym jest głęboka wiara. To moc mówienia, kiedy mówić się nie da. Słyszałem dziś tę wiarę. Myślę o Was: Panie Leszku, Pani Gabrysiu, Marzenko.
Po trzecie wreszcie - muszę przygotować się na nieobecność Bartka. Nieobecność fizyczną, bo w pamięci jest stale. Pomyślcie: ile rzeczy robiliście i robicie nadal wobec Bartka, wobec myśli o Nim. Przyzwyczaił nas do tego, że jest z Nim źle, że znika gdzieś w szpitalu, w świecie, którego nie rozumiemy, i nagle pojawia się - uśmiechnięty, autoironiczny, z miną, która mówi: nie dam się! Nie można było mu nie wierzyć, mimo że wiedzieliśmy, że jest coraz gorzej. Bo ta wiara: "nie dasz się" to był jedyny sposób walki z bezradnością - Jego i nasz.
Takiego Bartka zobaczyłem dziś na zdjęciach i takiego chciałbym zapamiętać. A jednocześnie muszę przyjąć fakt, że po trudnych chwilach nie napisze mejla, nie odezwie się z Krakowa, że Go nie będzie.

Chociaż, jeśli Bogu założy wreszcie Internet - to kto wie?
[niech ktoś wreszcie wymyśli emotikon: uśmiech przez łzy!]
13.30. Kościół.

piątek, kwietnia 23, 2004

No i Msza jest w kościele, a nie w kaplicy.
Przed chwilą rozmawiałem z mamą Bartka. Powiedziała, że Bartek zaprasza po pogrzebie na mały poczęstunek w szkole w Glinojecku. Z cmentarza odjedzie specjalny autobus. No to się trzymajmy!

poniedziałek, kwietnia 19, 2004

witam milczeniem...i nocą...

sobota, kwietnia 17, 2004

jeszcze parę godzin temu oddychał. Jeszcze paręnaście godzin temu dawał znaki, że rozumie, że wie, o czym i z kim rozmawia. Mówił mi o koncercie Radiohead w Hamburgu (mówił gestem raczej niż słowem, ale mówił). A ja głupiec niewiele rozumiałem. I żegnał się skinięciem ręki... Uśmiechał się ...
Mój Boże, jakież jest niestosowne to pisanie moje tutaj...
A może właśnie stosowne. Może właśnie tak trzeba, żeby było wiadomym... żeby inni wiedzieli, jak to jest...
Więc jest tak, że gaśnie się powoli. I sam siebie przekonuję, że to nie boli, że nie masz świadomości, że usypiasz, że stajesz jak się jak dziecko, które bawi się zabawką z domu dzieciństwa. Pijesz jak dziecko, cieszysz się jak dziecko.... i niech to nie bardzo boli...
Ale jednocześnie boli wszystko inne, cały świat boli, ten świat, który pozostaje, on boli nade wszystko.
Łzy ciekną po rozmowie z Marzeną, i jeszcze Jego Mama, która mówi, że jest szczęśliwa, bo była z Nim, kiedy odchodził. I Tata który próbuje się godzić...
Bęczę jak bóbr. Bartek pewnie by się uśmiał.
Przepraszam tych, którzy wybierają milczenie.

wtorek, kwietnia 13, 2004

Bartek jest w szpitalu w Ciechanowie. Oddział wewnętrzny-specjalistyczny (budynek za bramą), drugie piętro, pokój 204.
...nie mogę pisać...

niedziela, kwietnia 11, 2004

Umierają ludzie ważni. Odchodzą w nicość albo w coś, ale tu ich więcej nie będzie. Splatają się nasze losy bardzo dziwnie, może nasze słowa rezonują to, co gdzieś jest zapisane, bo przecież parę dni temu mówiłem o odchodzeniu i o tym, jak mało uważni jesteśmy, nie widząc odchodzących aż do momentu, kiedy znikną.
Teraz Jacek Kaczmarski. Nie lubię patetycznego nastroju akademii wspomnieniowych, internetowe "świeczki" budzą mój estetyczny opór, ale milczeć w takiej sytuacji? Może to byłoby najlepsze...
Nie wiem.
Wiem tylko, że kilka utworów Kaczmarskiego było dla mnie szczególnie ważnych, a wśród nich ten, który zaraz zamieszczę. Nie będzie to starannie wyselekcjonowany cytat, ostra a celna myśl, ale tekst może zbyt często wykonywany przy ognisku, zbyt często drukowany w harceskich śpiewnikach, a zbyt rzadko słuchany uważnie. Tekst w jakimś stopniu natchniony - trzeba go jeszcze słyszeć, więc poszperajcie w płytotece lub na twardych dyskach.

Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego

To moja droga z piekła do piekła
W dół na złamanie karku gnam
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla,
Nie zrywa mostów, nie stawia bram.
Po grani! Po grani!
Bez łańcuchów nad przepaścią, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
ostrą grań!

Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani
Tylko łapią mnie za nogi, krzyczą - Nie idź! Krzyczą - Stań!
Ci, co w pół stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!

To moja droga z piekła do piekła
W przepaść na łeb na szyję skok.
Boskiej Komedii nowy przekład
I w pierwszy krąg mój pierwszy krok!
Tu do mnie! Tu do mnie
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpię grzywę, rumak rży!
Ona - co ci jest, mój książę?
Szepce mi.

Do piekła! Do piekła! Do piekła!
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła.
- Nie wiesz ty co cię tam czeka -
Mówi sine tocząc łzy.
- Piekło też jest dla człowieka!
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny!

To moja droga z piekła do piekła
Wokół postaci bladych tłok.
Koń mnie nad nimi unosi z lekka
I w drugi krąg kieruję krok!
Zesłani! Zesłani!
Naznaczeni, potępieni i sprzedani!
Co robicie w piekła sztolniach
Brodząc w błocie, depcząc lód!
Czy śmierć daje ludzi wolnych
Znów pod knut!?

To nie tak! to nie tak! to nie tak!
Nie użalaj się nad nami tyś - poeta.
Myśmy raju znieść nie mogli.
Tu nasz żywioł, tu nasz dom,
Tu nie wejdą ludzie podli
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom!

- Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól!
Rozpal w łaźni kamienie na biel
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból
Tatuaże weźmiemy na cel!
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży.
Pot zalewa mu oczy i wąs.
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał jak serca się rwą!

To moja droga z piekła do piekła
Lampy naftowe wabią wzrok.
Podmiejska chata, mała izdebka
I w trzeci krąg kieruję krok:
- Wchodź śmiało! wchodź śmiało!
Nie wiem, jak ci trafić tutaj się udało!
Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę
Synu, pij!
Samogonu z nami wypij!
Zdrowy żyj!

Nam znośnie! nam znośnie! nam znośnie!
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie!
Pożyjemy i pomrzemy
Nie usłyszy o nas świat
A po śmierci wypijemy
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat!

To moja droga z piekła do piekła
Miasto - a w mieście przy bloku blok
Wciągam powietrze i chwiejny z lekka
Już w czwarty krąg kieruję krok.
Do cyrku! Do cyrku! Do kina!
Telewizor włączyć bajka się zaczyna!
Mama w sklepie, tata w barze
Syn z pepeszy tnie aż gra.
Na pionierskiej chuście marzeń
Gwiazdę ma!

Na mecze! Na mecze! Na wiece!
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece!
Sąsiad - owszem, wypić można!
Lecz to sąsiad, brat - to brat.
Jak świat światem do ostrożnych
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat!

To moja droga z piekła do piekła.
Na scenie Hamlet, skłuty bok,
Z którego właśnie krew wyciekła -
To w piąty krąg kolejny krok!

O matko! O matko!
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo!
Wszak on męża twego zabił
Zgładzi mnie, splugawi tron
Zniszczy Danię, lud ograbi
Bijcie w dzwon!

Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę!
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem!
Póki czas naprawić błędy
Matko nie rób tego - stój!
Cenzor z dziewiątego rzędu:
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść!

To moja droga z piekła do piekła.
Piwo i wódka, koniak, grog.
Najlepszych z nas ostatnia Mekka
I w szósty krąg kolejny krok.
Na górze! Na górze! Na górze!
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej!
O to warto się postarać!
To jest nałóg, zrozum to!
Tam się żyje jak za cara
I ot co!

Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole!
I my wszyscy tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół!

To moja droga z piekła do piekła
Z wolna zapada nade mną mrok
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla
Bo w siódmy krąg kieruję krok!
Tam milczą i siedzą,
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą
Siedzą, ale nie gadają
Mętny wzrok spod powiek lśni
Żują coś, bo im wypadły
Dawno kły!

Więc stoję! więc stoję! więc stoję!
A przed nimi leży w teczce życie moje!
Nie czytają, nie pytają,
Milczą, siedzą, kaszle ktoś,
A za oknem werble grają
Znów parad parada, święto albo jeszcze coś...

I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Koń mój zniknął, a wy siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.
Pamiętajcie wy o mnie, co sił! Co sił!
Choć przemknąłem przed wami jak cień!
Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył-
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień!

1980