wtorek, sierpnia 31, 2004

Wieczór. Tuz za oknem jest tęcza. Caly swiat wyglada tak pieknie (przez to, ze nagle, w deszczu, stal sie kolorowy), ze chce sie zyc :) Tak sie ciesze, ze sa i takie momenty !!!
Jak ja dobrze znam ten moment...Tylko czy syndrom konca wakacji moze przybrac rozmiary syndromu konca studiow i odebrac wszelka motywacje, zastepujac ja postepujacym natlokiem watpliwosci typu: " Co ja tutaj robie?", "Nigdy nie napisze tej pracy, a jesli juz napisze, to nigdy tego gniota nie obronie", "Przeciez nie zapamietam tych wszystich informacji, ktore musi znac osoba w moim zawodzie (ewentualnym)", "Czy aby nie popelnilam zyciowego bledu" i bla, bla, bla...ktore straszy mnie po nocach, budzi o poranku a poza tym paralizuje, kiedy trzeba w koncu zwyczajnie wziac sie do roboty...Staw...pomocy....::

poniedziałek, sierpnia 30, 2004

To syndrom końca wakacji. Umysł wykorzystuje ostatnie godziny lenistwa. Jest tak, jak przed momentem nieuniknionego opuszczenia łóżka. Myślisz sobie: jeszcze kilkanaście minut błogiego nicnierobienia, jeszcze kilka...

niedziela, sierpnia 29, 2004

...i noce coraz dłuzsze...

sobota, sierpnia 28, 2004

Smutno patrzeć, jak lato odchodzi ze spuszczoną głową...
ale długa ta noc :-)

piątek, sierpnia 27, 2004

Tak...dzis o tej porze zdecydowanie nie mam nic do powiedzenia...Dobranoc.

czwartek, sierpnia 26, 2004

Jestem, już jestem...zaplątałam się gdzieś na moment pomiędzy sennym zwątpieniem a jawą..a może to było zwapnienie? mózgu? niewykluczone...

Iamibi, co się przejmujesz, mów, żes z Ciechanowa i wszystko jasne. Swieza anegdotka: wracałam z domowych pieleszy do stolycy i po drodze do mej warszawskiej hacjendy umówiłam się z kumplem, co by od niego płyty odebrać. Kumpel stoi na rogu nowego Swiatu i Swiętokrzyskiej i czeka, podchodzi do niego dawno niewidziany znajomek, zaczynają konwersować, w trakcie konwersacji przyzeglował do nich jakowys zul sępiący szlugi. Dialog:
-(znajomek) A co ty tu robisz własciwie?
-(kumpel) Czekam na Agnieszkę,własnie jedzie tu z Ciechanowa - to znaczy, z Centralnego.
-(zul, podpalający zdobycznego szluga) Z Ciechanowa??? Z tej wiochy??? Bueee...
Za prawdziwosc anegdoty ręczę, dawno nie widziałam takiej radosci na mój widok, włącznie z obmacywaniem ulicznych słupków!

środa, sierpnia 25, 2004

Agnieszka, gdzie jestes?
Oj, szkoda... Kolejna klasa...bez nauczyciela, ale jak sam pisałes, wracasz zawsze....albo czasem...ale wracasz :) Powołanie dobra rzecz - zwykle zmusza do istnienia.
No i wróciłem, kur...czaki. I wpadłem w niezły gips. Zdejmą mi go za dwa tygodnie, wot żizń;).

sobota, sierpnia 21, 2004

No wracam, wracam, [niebawem - jak zawsze], z dalekich, dalekich wojaży...
A Wolf At The Door.
Radiohead.

I znów, cholera, nie spi mi się....
A czemu akurat tu mi się nie spi? I co ja tu własnie, u diabła, robię?...No...?!...DOBRANOC!!!
"Dom. Zabieram dziś na chwilę. Jutro na dwie.
Kiedy jest sam, wychodzą z niego niedopowiedziane zdania.
Te, które muszą ziścić się najbardziej.
Zdania z nicości w nicość. Bo przecież dom jest pusty.
Te myśli, które urodziły się nawet w innym miejscu. One domu szukają w tym pustym. Domu.
Ja, bezbronnie, w kącie.
Umieram. Wiem.
I zamykają się wszystkie. Nade mną, we mnie.
I zabierają mnie ze sobą. W siebie."

I wiem, ze dziś zasnę juz inaczej, i jutro...i każdego innego dnia....

piątek, sierpnia 20, 2004

Wodzu: dobrze jej tak, dobrze !!! :-) hehe ;-)
Szarańczę z mojego pokoju spotkał los równie podniosły - zjadł ją szczur mojego brata :-) chrup, chrup, mniam, mniam...
Staw...wróć proszę...
Co to za klasa...bez nauczyciela...?
Mozna odniesć wrazenie, ze przestałes istnieć :-( ...
Tez kilka dni temu znalazlem biegającą po domu szarańczę. Dzięki mnie wyskoczyła ostro w górę po drabinie ewolucji, bo zatłukłem ją jak psa ;-]

A w ogóle to macie rację, duszno tu jakoś....
Nieustająco

czwartek, sierpnia 19, 2004

Lepkosc i bezruch.

środa, sierpnia 18, 2004

Polecam do poczytania i wakacyjnego spozytkowania:
http://www.staryzoliborz.com/spacer.htm
Znalazłam dzis w pokoju ogromnych rozmiarów szarańczę. Chodziła sobie po scianie...Zastanawiałam sie, co robiła, kiedy spałam...W kazdym razie - sny miałam tej nocy bardzo dziwne...mam nadzieję, ze nie sniłysmy razem ;-)
Myslę, ze masz rację.
Powietrze jest gęste i cięzkie. Sprawia wrazenie, iz mozna pokroic je w kuchni na stole i podac w miejsce pomidorków na sniadanie, obiad czy kolację. Poza tym dni, w sposób przedziwny, zaczęły zamieniać się w twory bez kształtu. Doprawdy...zadziwiające jest to lato.

To przez ten upał :-)
w wakacje nie ma czasu :)

wtorek, sierpnia 17, 2004

tak...tam kazdy byl z innej bajki :-), nawet "magiczna rózdzka", którą bawiła się wokalistka ;) Mysle, ze kazdy dobrze ja zapamietal, hehe ;-)
Przypominają mi się te dwie panie. Pani z Goldrfapp i pani z Massive Attack. Dwa wymiary...równie piękne.

poniedziałek, sierpnia 16, 2004

piękne...i doprawdy przejmujące...:
http://www.republika.pl/mar_zar/lesman/blesmian.html

sobota, sierpnia 14, 2004

Strasznie jakos smetnie sie zrobiło na tym naszym blogu ostatnio...niech ktos sie usmiechnie...Ja moge pierwsza :)))))))))))
"Po cichu
po wielkiemu cichu
idu sobie ku miastu na zwiadu
idu i patrzu
Na ulicach cichosza
na chodnikach cichosza
nie ma Mickiewicza
i nie ma Miłosza..."

... zmarł dzis o godz. 11.10, w domu, w otoczeniu najbliższych.
Przeżył 93 lata...

czwartek, sierpnia 12, 2004

ŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚ
ŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚŚśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
śśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśśś
– ku pamięci bloga z czasów, gdy cenzura nie miała jeszcze nad nim władzy ;) Uczcijmy ten moment „chwilą Ś”.
Wpis ten umożliwił mi program Microsoft Word, za co serdecznie dziękuję jego stwórcom, hehe :).
Iamibi - gwoli przypomnienia; jak z mgr D. zaczynalismy dłubać animacyjnie, to ja byłam na I roku studiów i nie miałam pojęcia co, jak i gdzie, a D. był na III roku stosunków międzynarodowych. I miał pojęcie odrobinkę większe. I jakos nam to szło, metodą prób i błędów. Więc nie kierunek determinuje człowieka, a chęci. Wszystkiego innego można się sukcesywnie w praktyce douczyć, dowiedzieć itd.

Pomysł z placówką jest o.k., tylko trzeba się rozeznać, jak tam Wasze galicyjskie placówki działają; w Warszawce bywa z tym róznie. Te instytucjonalne patrzą niekiedy chętnie, niekiedy niechętnie, a niekiedy kończy się na odrabianiu lekcji z dzieciakami. Znam jedną swietlicę socjoterapeutyczną (kumpela pracowała tam 8 lat), która opierała swój program w dużej mierze na warsztatach i fajnie im to wychodziło. Czasami lepiej znaleźć jakies stowarzyszenie/fundację, które zajmuje się różnymi działaniami z dzieciakami wszelakimi, niekoniecznie instytucjonalnie, podpiąć się pod nich wolontarystycznie, a potem ciachnąć własny projekcik. Przejrzyj bazę organizacji pozarządowych klon/jawor (www.ngo.pl).

Kurde, poradnik animatora nam się z bloga robi :-) Jeszcze trochę, a wreszcie przestanę marudzić leniwie i obronię ten cholerny projekt dyplomowy z animacji. A potem magisterka i witaj, bezrobocie...Wczoraj wyczytałam w gazecie, ze robią nabór do Agencji Wywiadu i kulturoznawcy tez są mile widziani...Ale na Jamesa Bonda to ja się chyba nie nadaję, a poza tym u nas raczej nie dają takich słuzbowych samochodów ze wszystkimi bajerami :-)


środa, sierpnia 11, 2004

Zdaje mi się, ze nie, to się jakos tam omija prawnie (edukacyjny pokaz zamknięty i czołem), ale z reguły do takich pokazów studencko - szkolnych nikt się nie przyczepia, bo się ich nigdzie nie zgłasza. A z różnymi pokazami grupowymi może być ciekawie. Napisałam o tych wszystkich bzdurach bo pamiętam jak mój kumpel robił projekt pod Warszawą z dzieciakami, co by się po ulicach nie pałętały. I chciał im chyba "Władcę pierscieni" (pierwszą częsc) puscić. Zrobił kilka ogłoszeń w miasteczku i zaraz ktos się do niego przyczepił, że to nie jest pokaz zamknięty, więc jak się uda to fajnie, a jak nie to kara itd. itp. Koniec końców chyba nabazgrał pismo i mógł za darmochę puscić, ale się trochę zestresował.

Dzisiaj w nocy podarowano nam deszcz spadających gwiazd. Widzieliscie?

wtorek, sierpnia 10, 2004

Słusznie...zupełnie o tych drobnych, acz trudnych do ominięcia sprawach zapomniałam.

Ps: czy zwykly nauczyciel akademicki, ktory co kilka semestrow chce poprowadzic konwersatorium ( podkreslam - zwykly czlowiek - ani filmoznawca, ani krytyk filmowy - jakis tam nauczyciel akademicki) z filmu, na ktorym planuje pokaz kilku do kilkunastu filmow dvd albo vhs...czy taki ktos tez musi miec papiery, umowy, zgody...i inne takie rzeczy?
Katharsis, Iamibi i reszto - wszystko mozna jak się CHCE i się człek nie boi. I wszystkie pomysły dozwolone, byle z sensem.

Co do pomysłu filmowego, nie odbierzcie tej wypowiedzi, ze chcę go tu torpedować, ale z doswiadczeń wynika, ze na początek lepiej by było zrobić cos łatwiejszego organizacyjnie i finansowo. Z filmami niestety bywa tak, ze łatwo się na tym poslizgnąć. Jak się chce wyswietlać na projektorze, to trzeba zapłacić za kopię. Jak film puszczany z DVD/VHS, to trzeba spełnić wymogi wynikające z prawa autorskiego - liczebnosć grupy, cele i takie tam (najlepiej to opisać jako pokaz zamknięty, ale wtedy trza na wszelki wypad mieć papierek). Bzdury to są, ale trzeba o tych bzdurach pamiętać, bo jak się przypulta ktos do tego, to moze być nieprzyjemnie. Chyba ze podpinacie się pod filmoznawców i robicie DKF w jakies instytucji, sami zdobywając na to kasę (mały grancik skądkolwiek), to wtedy mniej jest latania.

Dzisiaj deszczu zenitalnego nie było. A szkoda, zaczynałam się przyzwyczajać. Chwasty na balkonie będę musiała podlać... Na razie rozliczam w robocie akcję z zeszłego miesiąca...o, pizza przyjechała...

poniedziałek, sierpnia 09, 2004

Droga Iamibi :-)
Nie znam Cie kompletnie, ale to, o czym piszesz w ostatnim poscie sprawia, ze stajesz mi sie poniekad osoba bliska. Rozumiem doskonale chec, jaka zawladnela pewnego dnia Twoim "byciem w swiecie" (bo domyslam sie, ze taka chec, choc rodzi sie pewnie potajemnie w zakamarkach duszy przez dlugi czas, swoje prawdziwe oblicze ukazuje nagle, zupelnie niespodziewanie nawet dla siebie samej i po prostu..."pewnego dnia" ). Tworzenie specjalnie zorganizowanego czasu dla ludzi, ktorzy "szeroko rozumianej tworzczosci" zupelnie jeszcze nie mieli okazji wpuszczac do swojego krwiobiegu jest z pewnoscia rzecza niebywale trudna. I moim zdaniem Twoje obawy, zwiazane z ogromem pracy sa jak najbardziej uzasadnione. Z drugiej strony faktycznie, dokladnie tak, jak pisze Agnieszka, trzeba po prostu postawic sobie konkretne pytania i znalezc dla nich jak najtrafniejsze odpowiedzi, ktore z czasem odnajda swoja realizacje w czasie i przestrzeni. Mysle, ze przede wszystkim trzeba poznac taka mlodziez z filmem (i lepszym i gorszym). Mysle, ze jest on bardzo wartosciowa galezia sztuki. Sztuki roznego rodzaju. Ludzie po prostu lubia chodzic do kina, lubia tez zaszyc sie czasem w swoich domach i cos poogladac. Waszym zadaniem mogloby byc pokazanie, co ogladac...i jak to ogladac. Teraz tylko trzeba znalezc kogos, kto choc odrobine sie na tym zna a przede wszystkim - lubi te "dzialke". Potem - warunki, aby takie filmy pokazywac jakiejs grupie ludzi. Ot...tyle chyba na dzis. Reszta z czasem...kiedy przyjdzie :) Chcialam jeszcze pogratulowac pomyslu - to naprawde fajne, ze komus sie chce - tak...po prostu sam fakt, ze komus sie CHCE :) Pozdrawiam serdecznie.
Grupo krakowska pod wezwaniem - pytanie podstawowe i najpierwsze z pierwszych: dla kogo to będzie i czy potrzeba jest?

Bo jeżeli robię warsztat z Krakusami, co turystów mają dosyć, to na przykład nie jest złym pomysłem stworzenie subiektywnego przewodnika po miescie (żeby nie Wafel i Rynek, a picie nad Wisłą) Jeżeli robię akcję na miescie, to rozkładam się nad rzeczoną Wisłą i namawiam ludzi do zostawiania swojego sladu na rozłożonych płachtach papieru. Jeżeli robię warsztat z placówką wychowawczą, to mogę zrobić dużo rzeczy, ale muszę wiedzieć co i jak w tej placówce. Jaki to jest wiek, jakie materiały i inne takie. I jaka potrzeba- uswiadamiana lub nie. Desantu im się tam zrobić nie da.

A ogrom pracy jest żaden, jeżeli się odpowie na pytanie na początku. Jeżeli wiem, co chcę zrobić i nie trafia to w próżnię i jest ta grupa pod wezwaniem, to reszta jest pestką. Pszepruszam, ze tak zawodowo mi się poleciało. Pomysłami słuzę.

(a alt+s dalej nie wchodzi)
Wędrówki i rozmowy z duchami - czyli widok z moich wakacji z ubiegłego roku:

.

niedziela, sierpnia 08, 2004

Wakacje to najlepszy czas na wedrowki...

piątek, sierpnia 06, 2004

Żeby jasnym było: miewam ostatnio sny, w których spotykam umarłych. Umarli spotykają mnie.
Iamibi - "umarła klasa" powiadasz. Matus miał podobne mysli. Nie mylił się. Każda klasa jest umarła - później lub prędzej. W tym cieniu chyba pozostaniemy.
Są i przebłyski. Teraz własnie Coldplay w telewizorze na Cyfrze. Im dalej, tym lepiej myslę o Massive Attack w Gdyni. To był dobry koncert.

czwartek, sierpnia 05, 2004

No tak, połączenie liter, o których mowa, nie wywołuje zachwytu naszego bloga. Niech tam, odpusćmy mu, choć mam wrażenie, że system nie jest do końca zdecydowany, bo czasem pozwala wdusić odpowiednie klawisze (byle zrobić to odpowiednio szybko:)).
Bezdomnych witamy z ramiony otwartemi. Blog, który istnieje w przestrzeni poddanej tylko naszej woli, jest formą duchowego squattingu, każdy może w niej zamieszkać. Zwłaszcza goscie z Galicji:).
Piszcie tak dalej. Rozbłyski rzeczywistosci, które przynoszą te posty, pozwalają uczynić ją bardziej znosną, pewnie lepszą.
Morze Wewnętrzne trwa niezmienione. Pływałem w nim, mysląc, że przed wiekami wody te przemierzali Rzymianie, a wczesniej jeszcze, troszeczkę dalej, żeglował Odys. Byłem w Arles, chodziłem po "moscie w Avignon, tam da da dam...", spotkałem mało przyjemnego żandarma (niedaleko Saint-Tropez:)) - mandat skalkulowal mi na 9o E. Wróciłem, a tu i słońce, i deszcz (tam nuda: tylko słonce, słońce, słońce..., miasta zaczynają żyć w nocy, bo w dzień zbyt sennie i gorąco).
No wkurza mnie trochę to "alt+s" bo już parę razy musiałem edytować swój tekst. Rozwesela mnie za to mój komputer: sciągnąłem sobie kompozycję pulpitu pod tytułem "The Doors". Kiedy wykonam czynnosć niedozwoloną , słyszę z głosników: Break on through to the other side!:)
Znowu deszcze zenitalne...Od trzech dni o czternastej codziennie pada. Kiedy się chmurzy cały dzień, to jeszcze, ale kiedy jest pogoda jak dzisiaj - słoneczko, 25 stopni w cieniu - smiesznie to wygląda, kiedy nagle nadlatuje skąds wanna pełna wody, patrząc na zegarek wylewa zawartosć na miasto i odlatuje dalej. Ciekawe, skąd wanna ma zegarek???

Dzisiaj szkolę się w wysyłaniu faksów (nie ma jak być tanią siłą roboczą...). Przemyslne urządzenie, choć nie ma w sobie uroku tych wielkich maszyn z tarczą telefoniczną, klawiaturą maszyny do pisania i otworkiem, skąd wypluwały się podziurkowane rolki papieru. Ot, telefaksy jako tajemnica dzieciństwa - jak to się dzieje, ze tu się pisze, a tu się koduje, a tu idzie dalej...W dodatku wielkie to było jak komoda. A ten dzisiejszy mój faksik - mały, zwinny i absolutnie bez uroku.

A poza tym wyludnione miasto. Wszyscy zapakowali się we wszelkie mozliwe srodki transportu i odjechali Gdzie-bądź i Byle-gdzie. Wieczory spędzam na balkonie, ksiązka w łapie, słonecznik obok, cos w rodzaju Johna Zorna lub Mirabasiego z Jagodzińskim leci z głosników, zapach maciejki ze skrzynki, puste kompletnie podwórko, nawet żule mają urlop. A potem w miasto, z rosnącym zdziwieniem, że Warszawa o godzinie 22 wygląda dokładnie jak Ciechanów o tej porze.
Znaczy się, pusto. Tylko znicze i kwiaty co jakies kilkaset metrów w ramach pozostałosci po obchodach 1 sierpnia. Puste miasto z "teraz" rozmawia z pustym miastem z "wtedy".

I oto objawiła się blogowa Moc Sprawcza! Więc to chyba nie tęsknica spowodowała niechęć do "alt+s", bo dalej nie wchodzi... Jak tam Morze Węwnętrzne?

środa, sierpnia 04, 2004

Cóś się tu pozmieniało? Sprawdzam polskie znaki.
A moze to tajemny plan który ma nas przekonać do odkrycia funkcji "edit"???
Czy Staw juz wrócił??? Moze blog za swym Kreatorem tęskni...

Nie traktuj tego osobiscie, blog się zbiesił...Mnie źle reaguje na polskie czcionki...

wtorek, sierpnia 03, 2004

Dzień...
Komputer w pracy. Korekty artykułów do gazetki dzielnicowej. Przyklejanie napisów na wielkie bohomazy w złoconych ramach. Na bohomazach nieomiennie landszafty. Żeby się na jakiego romantyka jeszcze kreowali, ale nie, ponure mazowieckie krajobrazy. Takie z wierzbami i Kasprowym w tle... Polska w pigułce?
Iamibi: a ja myslałam, ze ta Kantorologia juz się przestała plenić po głowach...Ja tam artystycznym demiurgom nie ufam. Jak Ci nie przejdzie, to powinnaś wrócić do stolycy i zacząć studiować kulturoznawstwo, bo u nas przecie tylko Grotowski/Kantor/Kantor/Grotowski...(i Masłowska w charakterze Żywego Idola Tłumów). A likwidacją Pacjenta Zero co tą Kantorologię Ci zasiał w głowie juz ja się zajmę :-)

niedziela, sierpnia 01, 2004

noc ...