niedziela, października 31, 2004

Jest mi bardzo dobrze. Po prostu, ze wszystkim, we wszystkim. I co ja tu robię z tymi pozytywnosciami, dobrami moimi....moim wnętrzem?...A moze dobrze wlasnie...moze tak trzeba, a nie inaczej, ze kiedy zycie takie piekne po prostu - trzeba je tu chwytac, trzeba je takim wciaz odkrywac i wciaz w nim sie zanurzac tak wlasnie....
:-)...
Wszystkim Wam zycze, abyscie kiedys, choc przez chwile tak czuli sie dobrze, jak ja teraz, zwlaszcza, ze powodem jest zwykle bycie...zwykle istnienie...moze paradoksalnie i przewrotnie dzis...takie moje Wam zyczenia...z okazji Wielkiej Okazji Bycia...

sobota, października 30, 2004

Odwiedziłem dziś Bartka. U Niego – jak to w Niebie – bez zmian.

piątek, października 29, 2004

Agnieszka, wtorek 14.30, ale kto przyjdzie, pojęcia nie mam, może tłumy dzikie, może nie. Dziatwa trudna do przewidzenia. We wtorek zrobię dodatkową agitację:))

czwartek, października 28, 2004

Pidżama Porno: synteza estetyki barokowej (takiej od księdza Baki) i postpunkowej, do tego jakiś radosny surrealizm pożeniony z rymowaniem i rytmem tuwimowskim, podszyty całkiem przenikliwą publicystyka, z którą nie musisz się zgadzać, ale wywołuje tzw. szacun:). Zresztą facet (Grabaż) ma na karku lata rzadko się mylące. A w głosie i melodii ma coś ciągle szczeniackiego i zaczepnego. Świetny melanż.
Wszędzie i bez przerwy, szybko...czasem zachłannie...jakby czasu miało mało, albo jakby chciało bardzo...ale zmienia się, oj zmienia :) i o to przeciez chodzi! zeby w miejscu nie stało, nie? :-)

środa, października 27, 2004

Eee...gdzie???
Zmienia ;-)

wtorek, października 26, 2004

No i ... zmienia się .
Dzis mnie tez nie jest dobrze... ;-(

poniedziałek, października 25, 2004

nie jest mi dobrze...:-( ... niech się zmieni na lepsze...
Zarzcilem dzis na grzbiet Forme Polonisty, odwiedzilem dzisiaj biblioteke i mam wszystko, co potrzebne (Jarzabek, Bloniek) na temat "Trans-Atlantyku".
Wodzu Kochanieńki, o Transatlantyku Ja i – suponuję - Inni Waszmościowie – do powiedzenia mamy Wiele, wszelako Czerń nas okrutnie Zahacza. Zahacza, niech ją franca Zwlecze! Nadzieję żywię, że Pamiętasz nasze rozmowy ponad Czernią, to jest Czasem, z naszym prrrrrrraaaaaaadziadem J.Ch.Paskiem ,od sznura spodnie dzirżącego zwanym, wiedzione. Więc. Pomnij na On Chaos nieprzebrany i Bebechy na stół wywleczone, a do oglądu wobec Majestacji Najwyższej dane, że o innych Gwiazdach Niebieskich nie pomnę. I pominij jeszcze druhu, że ByTu (heidegger szalbierz dasein to, rozum i język łamiąc nazwał!) inaczej przedstawić nie można. ByTu znaczy, że Tatara na Żywo zżerasz, będąc Polakiem. ByTu to znaczy, Wodzeńku, Transatlantyk, taki co to uciekasz, nie uciekając – Zawsze.

niedziela, października 24, 2004

Wkręciłem się niedawno na seminarium doktoranckie z literatury polskiej i z tej okazji czytam "Trans-Atlantyk" Gombrowicza. Ktos ma cos ciekawego do napisania o tej ksiazce? ;-)

piątek, października 22, 2004

Serdeczna dziękówa! ;-)

czwartek, października 21, 2004

Wodzu! Mam!!!Kiedys to chyba publikowałem na którejś z początkowych wersji mojej strony, wtedy właśnie pozmieniałem pseudonimy. Ale pozmieniałem:)! I tak zainteresowanym wiadomo, o kogo chodzi. No to wklejam. Uwaga, tekst będzie długi, ale zabawa przednia, jeśli ją sobie przypomnieć. No to pora na wspomnienia.

[Tak to się zaczęło. Pedros przysłał następujący wierszyk i jego „interpretację”:]

Surfując po bezkresach Internetu natknąłem się na coś, co powinno na chwilę przykuć waszą uwagę. :)))))))
Za treść nie odpowiadam. :)

----------------------------------------------------------------------------
-----------

"SŁOŃCE SOBIE ŚWIECI Z DALA,
W GÓRZE PTASZEK ZAPIERDALA,
ŻABA DUPĘ W WODZIE MOCZY,
KURWA! CO ZA DZIEŃ UROCZY."


ANALIZA WIERSZA
Wiersz jednozwrotkowy, czterowersowy z rymem sylabowym, z równomiernie rozłożonym akcentem. Podmiot liryczny wyraża swoje głębokie zadowolenie z otaczającego go świata, przepełnia go kwitnący stoicyzm i szczęście, które człowiekowi żyjącemu we współczesnym zamęcie może dać tylko otaczająca przyroda. Dla podmiotu lirycznego nawet zanurzona w błękicie wody dupa żaby jest pretekstem do euforii. Zapierdalające inne stworzenia sugerują wczesne lato, kiedy
świat zwierzęcy obudzi się z otchłani zimy. Puenta liryku jest jednoznaczna
i łatwo odczytywalna.
pedros

[A potem poszła już lawina:]

Dodajmy tylko, że jest to wiersz sylabotoniczny, czterostopowiec trocheiczny, o rymach żeńskich, opartych na akcencie paroksytonicznym. Podkreślić należy brak średniówki oraz  przerzutni klauzulowych. Wprawdzie podmiot liryczny nie uobecnia się za pośrednictwem form 1 os. l.poj., jednak jego stanowisko ujawnia się w ostatnim wersie w formie ekspresyjnej eksklamacji oraz wypowiedzenia w formie równoważnika zdania ("co za dzień uroczy"). Można by zaryzykować zatem tezę, że utwór ten należy do niezdefiniowanej jeszcze dotychczas odmiany liryki, którą tu roboczo nazwiemy liryką pozornie pośrednią.
:)
jezioro

Analizując zawartość merytoryczną wiersza możemy odnaleźć w nim refleksję nad kondycją współczesnego świata i człowieka, który jego część stanowi. Podobnie jak w bajkach także tu postaci zwierząt mogą być uosobieniem typowych cech ludzkich (aczkolwiek utwór ten bajką nie jest, przede wszystkim ze względu na brak płynącego zeń widocznego morału). Zarówno żaba, jak i ptaszek symbolizują dwie skrajne postawy współczesnych ludzi. I tak w żabie możemy odnaleźć postać człowieka konformisty, skupionego na konsumpcyjnym stylu życia, który nie przedstawia swoim postępowaniem żadnych wyższych wartości. W opozycji do tej postaci został ukazany ptaszek, który "w górze zapierdala". Zwróćmy uwagę na dosadność ostatniego słowa, która sugeruje nam, że ów zwierzątko jest przykładem człowieka ciężko pracującego
w życiu. To właśnie dzięki niemu żaba może "dupę w wodzie moczyć", czyli korzystać z uroków życia. Dodatkowo należy zauważyć, że ptaszek "lata w górze", a płaz znajduje się "na dole" (nie jest to wyrażone w sposób bezpośredni, ale możemy domyślać się, że w powietrzu raczej nie ma stawów i jezior). W ten sposób podmiot liryczny sugeruje nam, że ciężko "zapierdalający" człowiek jest wart więcej niż ten, prowadzący wygodnicki tryb życia. Zatem ludzie oddający się swojej pracy są w pewien sposób sakralizowani, gdyż to oni są bliżej słońca, a więc i Boga. Jednak słońce świeci "z dala". Zwróćmy uwagę na to ostatnie stwierdzenie, gdyż jest ono kluczem do interpretacji wiersza. Może ono sugerować dystans, jaki dzieli nasze wyobrażenie o pięknie współczesnego świata a smutną rzeczywistością. Zarówno
ptaszek, skupiony na swojej pracy, jak i żaba oddająca się przyjemnościom, zapominają o prawdziwych wartościach, które symbolizują piękno i dają spokój
ducha, czyli tych metafizycznych. Podmiot w pewien sposób daje nam do zrozumienia, że Słońcem w naszym życiu może być sztuka! I tylko dzięki jej
kontemplacji jesteśmy w stanie dosięgnąć prawdziwego szczęścia. Patrząc z
tej strony na sytuację liryczną zwierzątek, możemy stwierdzić, że ich życie jest
tylko pozorne, gdyż brakuje w nim poezji. Dodatkowym argumentem potwierdzającym moją tezę, może być ostatni wers, który stanowi puentę utworu. Dzięki wyrazistej eksklamacji ("Kurwa!") możemy znaleźć w niej dozę ironii, która sugeruje nam dysonans pomiędzy epikurejską (ba, wręcz panteistyczną!) wizją rzeczywistości, a jej faktycznym stanem.
Mimo że (jak się domyślam) autor wiersza jest mi współczesny, to zawarta
przez niego myśl ma charakter uniwersalny, gdyż każde pokolenie cierpi na
swoisty kryzys wartości. Evivva l'arte!
gruszkowski

Przerażacie mnie....:-)
cugliński

Powinieneś napisać "Przerażacie mi" z oczywistych powodów. :-)
gruszkowski

nic dodać, nic ująć. wszelkie inne domysły będę jedynie jałowymi,
naciąganymi spekulacjami. będę wredny i dodam tylko, ze zwierzątko jest
"owo", nie "ów"   :-)
anduan

No racja :)
gruszkowski


Mój drogi Marianie, Twoja interpretacja jest niewątpliwie poprawna i do
przyjęcia, aczkolwiek wydaje mi się, że "przejechałeś się" po nim dość
powierzchownie. Słusznie dostrzegłeś ukrytą warstwę symboliczną wiersza,
jednak nie odwołałeś się do jej rzucającej się w oczy dwuznaczności.
Zacznijmy więc od początku.
W pierwszym wersie pada określenie "świeci sobie" - nie zauważyłeś, że
określenie to można zinterpretować dwojako: z jednej strony wyraża ono
powszechność, codzienność zjawiska, a także, obym nie przesadził, obojętność
podmiotu lirycznego ("ot! świeci sobie i tyle" ). Z drugiej natomiast,
orzeczenie to kieruje naszą uwagę w stronę samego Słońca - bo przecież
"świeci SOBIE". Jeśli przyjąć alegoryczny charakter utworu, od razu nasuwa
się nam na myśl skojarzenie z istotą ludzką i jej egzystencjalną
charakterystyką. Słońce świeci sobie, a więc jest niejako zamknięte w
odosobnionym układzie, którego stanowi jedyny element. Wrażenie samotności,
jakiejś głębokiej izolacji potęguje określenie "z dala" - jest zatem odległe
od samego siebie, między podmiotem (Słońcem, człowiekiem) a przedmiotem
(światłem, ludzką osobowością) jest nieprzebyta przepaść, pogłębiona tym
bardziej, że stanowią dwa aspekty tego samego bytu. Z kolei w drugiej strofie pojawia się równie pesymistyczna wizja. Ptaszek "w górze zapierdala" może równie dobrze oznaczać "zapierdala na niebie" jak też, i to kluczowy symbol tego wersu, "zapierdala W GÓRZE", czyli, potocznie mówiąc "będąc zamkniętym wewnątrz góry". Nie muszę chyba przytaczać bogactwa semiotycznego symbolu "góry", gdyż w przedstawionej wizji pełni ona jednoznacznie funkcję więzienia, i to więzienia najgorszego z możliwych, bo technicznie rzecz biorąc - niezniszczalnego. Korzystając z przyjętej
wcześniej drogi interpretacyjnej, można stwierdzić, iż jest to tragiczna sytuacja człowieka "zaklętego w kamień", a więc znajdującego się w więzieniu, z którego nie ma ucieczki. Apogeum egzystencjalnej niewoli, jak bym to ujął, nieco trywializując zagadnienie. Skazani jesteśmy na "zapierdalanie" w poczuciu wiecznej niewoli, nigdy nie będąc w stanie zasmakować prawdziwej wolności, cokolwiek by ona w złożonej myśli autora znaczyła. Trzeci wers otwiera wiele dróg, jakimi analityk literacki może się poruszać. Niektóre z nich mają zabarwienie silnie seksualne, przeto nie będę się
szczegółowo nad tym rozwodził i przyjmę tę część Twojej interpretacji za
wyczerpującą. Zaznaczę jednakowoż, że w dalszym ciągu odnosi się ów wers do
egzystencjalnej sytuacji człowieka jako jednostki, a więc pozostawionego samemu sobie w otaczającym go świecie bez wartości. Czy człowieka bez wartości można jednoznacznie określić w wysoce kolokwialnej poetyce utworu? Ależ oczywiście - "kurwa". Człowiek nie podejmuje walki z wrogą jego ideałom rzeczywistością - zamiast tego zaprzedaje swój system wartości  dla pozyskania dóbr czysto materialnych, zamieniających jego byt w jałową wegetację. Jest to zarazem okrzyk wyrzutu podmiotu lirycznego, który nie może dłużej znieść obserwowanego stanu
rzeczy. Zdanie "Co za dzień uroczy" jest jawną ironią, krytykującą obojętność, marazm społeczeństwa wobec kryzysu człowieka jako jednostki - uznaje on bowiem, że wszystkie zjawiska opisane w trzech pierwszych wersach są jak
najbardziej na miejscu i wszystko jest w porządku, a nawet -"urocze"...
cugliński

jestem z Was dumny ;)))))))
jezioro

Zgadzam się Łukaszu z Twoją interpretacją. Dodatkowo uważam, że wiersz
ten jest nie tylko dwuznaczny. Można go interpretować trojako (biorąc pod
uwagę przytoczoną przez kolegę pedrosa interpretację), a nawet jestem
skłonny stwierdzić, że liczba możliwych analiz dąży do nieskończoności.
Krążąc po bezkresnych polach semantyczych tego utworu odkryłem kolejną
głęboką myśl w nim zawartą. Odnosi się ona do Twojej interpretacji (a
właściwie połączenia Twojej i Mojej). Jeśliby przyjąć, że zarówno ptaszek,
jak i żabka żyją w poczuciu izolacji (bądź co bądź - całkiem nieświadomi) i
przyjmując, że stanowią one przedstawicieli typowych grup społecznych, ten
pierwszy symbolizuje zapewne warstwę mieszczańską, która "zapierdala" w
życiu, a drugi natomiast - arystokrację, obojętną na sprawy innych. Po
używanych przez podmiot dosadnych stwierdzeniach ("zapierdala", "dupę w
wodzie moczy"), wyrażających pogardę do obu wspomnianych reprezentantów,
dochodzę do wniosku, że identyfikuje się on z trzecią częścią społeczeństwa,
a mianowicie - chłopstwem. Pozwól, że znowu się odniosę do ironii zawartej w
czwartym wersie i użytej w nim eksklamacji. Osoba opisująca swojską
rzeczywistość wygląda na zmęczoną aktualnym stanem rzeczy, co widać bardzo
wyraźnie we wcześniej wymienionym wykrzyknieniu ("Kurwa!") i ukrytym
sarkazmie, który sugeruje niezadowolenie z zastanej rzeczywistości, która
żabie i ptaszkowi może się wydawać "urocza". Zatem uważam, że podmiot
liryczny cierpi na kompleks langusty, a jego myśli mogą wydawać się co
najmniej niepokojące, a więc miejmy się na baczności! Wróg czyha!
gruszkowski

Kolego cugliński! a propos twojej interpretacji pragnę zauważyć pewien fakt, potwierdzający być może jej słuszność, mianowicie: dosłownie pojęte wyrażenie "w górze" ma sens jedynie wówczas, gdy górą nazwiemy metaforycznie kurhan (to taki kopiec z grobowcem - tolosem - w środku, który budowało wiele plemion już w neolicie, np. Etruskowie - groby tumulusowe - i późniejsi Scytowie; były też chyba we "władcy pierścienic"?). teraz dopiero możesz pointerpretować - kiedy ptaszek zapierdala po kurhanie, mauzoleum wielkiego przodka, w świetle (lub też w zapomnieniu) jego minionej chwały...
cokolwiek nie mówić o waszych interpretacjach - są naciągane i tyle. po co szukać tak daleko? czy do szczerych, prostych słów zachwytu potrzeba jeszcze dorabiać jakąś filozofię...? to tak jak z "kuropatwami na śniegu" Chełmońskiego: dlaczego nikt nie widzi, ze to jednak SĄ kuropatwy biegnące po śniegu, nie żaden zagubiony naród polski? przypomnij sobie, jakie ten obraz robi wrażenie, oczyszczony z ideologii...
zbliżając do nieskończoności liczb interpretacji wiersza "o jeden", pokuszę
się o własną, krótszą interpretację, a właściwie szkic do niej, bo nie chce mi się pisać, poza tym nie mam na to czasu. a wiec pokrótce: trzy pierwsze wersy to opis przyrody, którego dominantą (jak i całego wiersza) są dosadne wulgaryzmy zaczerpnięte z języka potocznego, pełniące role zgrubień, wyolbrzymień. autor starał się maksymalnie uprościć opis piękna otaczającego go świata poprzez krótkie szkice odczuć sfery pozaziemskiej (słońce), wrażenie piękna nieba (ptaszek), ziemi i wody (żaba). atmosfera, hydrosfera, biosfera i geosfera - rozszerzone przez przestrzeń kosmiczna - składają się na pełny, skondensowany opis świata, w którym człowiek jawi się nam jako istota nie tyle zagubiona, co po prostu niego do przynależna. wobec wrażeniajedności z kosmosem podmiot westchnąć może jedynie "o, kurwa, jak pięknie" i nie ma bardziej ekspresyjnego sposobu, by wyrazić ów zachwyt. w tym momencie dochodzimy do głębszej (ale wcale nie naciąganej, bo przecież oczywistej)
wymowy wiersza: oto następuje koniec poezji, wyczerpanie się słowa. podmiot-poeta traci wiarę w sens posługiwania się słowami, które nie są w stanie oddać dokładnie jego myśli, wiec - używając słów potocznych - brata się niejako z ludem, powraca na łono natury i związanych z nią prymitywów, by kontemplować w odosobnieniu doskonałość dzieła stworzenia, przy czym nadal brak mu jest słów na podzielenie się doznaniami. słowo marnej istoty ludzkiej nie może konkurować z bogiem - nie jest w stanie oddać złożoności świata - dlatego człowiek musi maksymalnie uprościć swoje słownictwo, odwołać się do podstawowych uczuć i emocji, zaufać zmysłom innych i poprzez słowa-sygnały sugerować tylko wrażenia, których doznaje w nadziei, ze zostanie przez współczesnych zrozumiany. jest piękny i wzruszający zarazem ten neofranciszkanizm. kryjąca się niewątpliwie w utworze myśl filozofów wschodnich, poprzez pogodę ducha, spokój i zgodę ze światem wytycza współczesnemu człowiekowi nowe drogi do pojednania się z bogiem...
tak mi się wydaje. przepraszam. tak mnie się wydaje.
anduan

anduan! Czasami potrafisz naprawdę denerwować ludzi - robisz to celowo, czy
jak? Tłumaczyć mi, co to jest kurhan! Hmpf! Przemierzałem bezkresne labirynty w podziemiach tych starożytnych kopców w grach takich jak "Magia i Miecz" bądź "Śmiertelna Pułapka" zanim te podręczniki sztuki zostały w ogóle napisane (zakładam, ze posiadasz stosunkowo nowe wydanie :-)
Co zaś do naszych interpretacji, to masz jakiś kompleks złośliwca – grupa interpretatorów poezji podejmuje złożone studia nad naturą danego utworu, więc najlepiej zrobić im na złość i powiedzieć, że to wszystko bzdury i naciąganie. A poezję generalnie brać dosłownie i jak taki Miłosz pisze o podmiocie kroczącym po schodach z powietrza ku "niebiańskim pokojom" to ma na myśli Supermana, tak? Jasne, czemu nie.. ale ja się z tym nie zgodzę i tyle. A poza tym sam podrzucasz myśli, co do których związku z istotą wiersza można mieć duuuuuuuuuuże zastrzeżenia. :-)))
cugliński


Dzięki za nieustanne poprawianie mi humoru. Bo gdybym w stylistyce komentowanego tekstu miał określić mój stan ducha, to powiedziałbym (weźcie pod uwagę, że to stylizacja!), że podły mam, kurwa, nastrój.
Może to wina ciśnienia?
jezioro


co do kurhanów - nie wątpię, ze wiesz, czym są. sam jeszcze w podstawówce grałem w magię i miecz, wiec pamiętam... wytłumaczyłem, bo ciekawa jest chyba prawda, nie? kiedy za ileś - tam lat twoje dziecko zapyta cię: "tatusiu, co to kurhan?", to czy odpowiesz mu "to taki labirynt w "might&magic", gdzie grasują groźne potwory i gdzie trzeba mieć sporo czarów, żeby je przejść"?
:-)
co do reszty - mówiłem ci już, że przestajesz dostrzegać ironię... czy ten wiersz ma coś wspólnego z miłoszem? człowieku, trochę opamiętania! a może jeszcze zaczniesz szukać głębszego przesłania w "babie, co chłopa w jajca nie chciała całować" mikołaja reja!? spokojnie! :-D
anduan

A moim zdaniem po prostu jesteś prymitywny i nie potrafisz dostrzec głębokiej warstwy semantycznej wiersza. Przecież to interpretatorzy tacy jak ja, czy Wodzu zawsze wiedzą, co chciał powiedzieć autor
gruszkowski

Jesteście wielcy :) i macie szczęście ze wylądowaliście tam gdzie wylądowaliście... :) ... Ja dodam tylko tyle: skoro ptak  to także symbol przemijania... ("Przeminęło to wszystko jak cień i jak poseł przebiegający(...) albo jak ptak, lecący przez powietrze..." – Księga Mądrości) - to oczywiście ze słownika symboli...  możemy potraktować ten "wiersz" jako wyraz desperackiej próby uchwycenia chwili, głośnego wołania: carpe diem... W dodatku ptak ten wcale nie leci, jeno zapierdala, co
zdecydowanie potęguje wrażenie, spełniając doskonale funkcje impresywna... Z drugiej jednak strony... ptak bywa także uznawany za symbol denuncjatorstwa i zdrady... I dla takiej interpretacji znajdzie się zapewne potwierdzenie w naszym(właściwie waszym) bogatym znaczeniowo tekście... Żaba sobie... wiadomo co robi... słonce sobie świeci... i wydawać by się mogło: jak idealnie! jak uroczo! A tymczasem... Ptaszek... czyli jasne: memento mori... Niestety... Piękno wiosennego dzionka jest pięknem zdradliwym... Matka natura ujawnia w tym wypadku swoje wybitnie szatańskie oblicze: za wszelką cenę usiłuje odwieść człowieka, zajmującego niewygodne miejsce na drabinie bytów, od wszelkich myśli o Absolucie, pozbawia go perspektywy wieczności... Prowadzi do upodlenia, zezwierzęcenia, kieruje uwagę ku temu, co "Tu i teraz", a nie "tam i wtedy", czego jaskrawym dowodem... wulgaryzmy...
Nie bądźmy jednak tak pesymistyczni... Jeśli komuś ta interpretacja nie odpowiada... może zawsze uczepić się wyrażenia: "z dala"... Najwyraźniej nie jest jeszcze za poóźno... Ptaszek wciąż daleko, choć działać należy szybko, bo to złowróżbne stworzenie - podkreślmy to raz jeszcze - zapierdala... Na razie jest to czynność wciąż trwająca i pozostawiająca jakąś nadzieje... Ale pewnego dnia ptaszek "zapierdoli" (wybaczcie, usiłuję odnaleźć jakąś właściwą formę)... a świat zostanie "bez duszy"...
Paradoksalnie (żeby już totalnie zamącić) słownik podaje także jeszcze jedną "definicję":
"Wejrzyjcie na ptaki niebieskie, że nie sieja ani żną, ani zbierają do
gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je"
Ptak to również symbol ufności w opatrzność... Jak tak obserwuję tegorocznych maturzystów i czytam "płody" ich cennego czasu, dochodzę do wniosku, iż tę właśnie interpretację obdarzyć możecie szczególnym sentymentem...
szczęśliwa

"...Ale pewnego dnia ptaszek >>zapierdoli<<..."
nas wszystkich? jakie to okrutne!
ale miałem ubaw przy tym zdaniu (czy prymitywnieję?)! nie wpadłbym na to...
anduan

wtorek, października 19, 2004

I nic lepszego, niz prawdziwy Przyjaciel, kiedy najbardziej go potrzeba...!!! :-) Dziękuję...
Nie ma nic gorszego niz uparte milczenie, kiedy potrzebne sa słowa... :-( ...

wtorek, października 12, 2004

Kurde, tez bym chcial! Mialem po drodze pare katastrof, ktore wiazaly sie z format:c. Abnuku?
Staw, Abnuk! Jesli któryś z was ma jakims cudem na twardzielu starą klasową liste dyskusyjną - potrzebne mi są posty: a) durny wierszyk + analiza b) rozwinięcie analizy stawa c) rozwinięcie abnuka d) moje rozwinięcie. Slicznie prosze ;-)
Bunt buntem, gnijące liście gnijącymi liscmi, niepamięć niepamięcią a comfiteor comfiteorem, ale udało mi sie Cię sprowokować ;-) Dobra moja!

poniedziałek, października 11, 2004

Eeee, Wodzu, nie piekl się. Taki złoto-polsko-jesienny letarg ma w sobie coś ujmującego, coś, co za serce chwyta i nie puszcza. Nie puszcza, bo zaraz po słońcu deszcz i spać się chce. Ty za morzem nie czujesz zapachu gnijących liści pomieszanego z dymem zniczy, nie oglądasz w telewizji przebłysków zbiorowej (nie)pamięci, w których barykady się wznoszą i barykady padają. Bo trzeba tu być, żeby nawet w necie dopadła cię cisza, choć to przecież prawie niemożliwe, w tym zgiełku potwornym. Ale stąd jesteśmy, czy chcemy tego czy nie, buntować się możemy, ale co nam po tym buncie, skoro bez tych pól wymalowanych we mgły jesteśmy tylko nie aniołami, ale szarymi zjadaczami hamburgerów w jakimś przydrożnym donaldzie.
A wiesz, co będzie dalej, po tym letargu? Będzie grypa. A potem gwiazdka. Potem sanna. Potem...
Potem znowu będą jakieś holidays, jakieś śmieszne tropiki, a jesienią staw znów napisze swój polski comfiteor.
!
P.S. Wodzuńku kochany, a nie wiesz Ty, że dance macabre, czyli podrygiwania umarlaka, to najbardziej żywotny (o ironio, matko bogów!) motyw naszej, żal się Boże, kultury?:)
To sobie szykujcie - mnie juz zniechecilo to podrygiwanie trupa krasiniak-bloga. Albo tu sie cos zacznie dziać, albo przestaję się udzielać. I tyle ;-P
I szykujemy legowiska na zimę...
bo zimno się zrobiło...
Smętny ten blog jakiś...wygaśnięty.... co z wami, ludzie ?!

sobota, października 09, 2004

Teraz ja się podzielę swoją refleksją. W przyszłym tygodniu na zajęciach z XIX-wiecznej prozy rosyjskiej zaczynamy omawiać "A Hero Of Our Time" (Bohaer naszych czasów) Lermonowa. Z tej okazji poszperałem trochę po półkach uniwersyteckiej biblioteki. Znalazłem angielskie tłumaczenie tej powieści z 1947, ale to mniej istotne. Między rzędami anglojęzycznych biografii wyszukałem tomik pt. "Michał Lermonotow. Dramatyczny los poety" niejakiego Semczuka. Ksiazka została napisana w 1986. Wydana przez oficynę UW w 1992. Z pieczątki na wewnetrznej stronie okładki mam informację, ze trafila pod skrzydła Robarts Library w 1994. Mamy 2004, a zatem tkwi tam juz co najmniej 10 lat. Żeby ją przeczytać musiałem tu i ówdzie pobawic się nozykiem do papieru, gdyz część stron była źle rozcięta po wydruku. Wniosek: jestem pierwszym, który ją przeczyta na przestrzeni 12 lat jej istnienia. Który wyprowadzi ją z ciemnosci literackiego niebytu w światło dnia. Czuję się po trochu jak pierwszy kochanek, po trochu jak ojciec tego egzemplarza.

Powinienem mieć swój wpis w nienapisanej "Historii seksualnosci literatów", nie? ;-)
Nic z tego nie zrozumiałem, ale będę trzymał te kciuki, po znajomości (choć między Bogiem a prawdą, nie wiem, za co...).
Można oszaleć, kiedy kluczem do zrozumienia tekstu staje się odgrzebywanie poszczególnych jego zdań ... czyli - kolejny rok studiów...:-(

piątek, października 08, 2004

Żarty, zartami, ale pojęcia nie macie, jak ja się cieszę, ze ta wspaniała reforma przeszła nam koło nosa...a swoją drogą - krąza juz jakieś nauczycielskie dowcipy o gimnazjum? ;-)
Pytanie bylo retoryczne. Z tych zwroconych w kosmos:)
Na lekcjach w gimnazjum? Staw, a kto z nas w ogóle był w gimnazjum? Przeciez ono wtedy nie istniało! :-) Pewnie spało jeszcze :-) ...
Definicja egzystencji made by Wodzu. Piękna.:)
A ja teraz pocę się nad wypocinami licealistek i licealistów. Niech to jasna cholera...! Jak z trzech lat zrobić cztery?
Ja wiem, że najulubieńszym przedmiotem narzekań „sorów” jest gimnazjum. Ale wyście chyba tam naprawdę tylko spali na lekcjach, czyż nie? Kto odważny, niech się broni!
Nuand się mi śnił. Miał robić wystawę w Krasiniaku. Gadaliśmy tak, jakbyśmy wiedzieli, że tylko dni nam zostały, tygodnie już na pewno nie. Uśmiechał się.
Obudziłem się. I złapałem ten moment, kiedy nie wiesz, gdzie i kiedy jesteś, co jest, a co powinno być. Ten moment najlepszy. Mam go

czwartek, października 07, 2004

To zrozumiałe. Nie zdarzyło mi się jeszcze spotkac kogoś, kto byłby mną bardziej niż ja sam...
Przecież Wodzu jest Wodzu!!!
dziękuję - to była odpowiednia uwaga w odpowiedniej chwili: smutno mi się właśnie robiło, a tu o! ;-)

środa, października 06, 2004

hahaha :-) Wodzu!!! Słodki jestes :-) ...
Ponizsze stwierdzenie, na zasadzie przeciwstawienia a'la de Saussure, ujawnilo istnienie swojej przerazajacej alternatywy. Wstrzasnelo mna, rozbilo mury mojego dziecinstwa i otworzylo mroczny tunel doroslosci: to nas mozna nie kochac?!

wtorek, października 05, 2004

Jak fajnie, ze jest taki ktos, kto te wszystkie niuanse, skladajace sie na nasze osobowsci wychwytuje i dla kogo jeszcze dodatkowo tak wiele one znacza :) !!! Lepiej sie zyje z ta swiadomoscia :)
I za to Was wszystkich kocham:)
"Barbarzyńca! Nie znasz się na prawdziwej sztuce!" ;-))
Ja. Niezbyt często, ale zdarza się i nie "jeszcze" a dopiero teraz...bo kiedy wczesniej miałam tego sluchać? Kiedy mnie nie było? ;-)

poniedziałek, października 04, 2004

na emuli mam nieodmiennie lowid lub nie mam go wcale, ale sprawiła mi ostatnio dużą frajdę. Ściągnęła dla mnie dyskografię Joy Division. Ha! Któż jeszcze słucha Joy Division?!

sobota, października 02, 2004

ech...Wodzu, Wodzu...;-)

piątek, października 01, 2004

"I wlasnie dlatego,
ze zawsze znaczy co innego,
Nie mozna miec wszystkiego.", jak napisal kiedys (teraz) slynny Poeta (ja) ;-)
Mozna! Po prostu przez bardzo krótki czas. Ja w tej chwili mam wszystko! :-) I za kazdym razem "wszystko" znaczy cos innego, wiec nawet kilka razy w zyciu mozna miec wszystko.
Moze i diabeł, ale nie taki piękny, jak go malują. Albo piękny, ale niekoniecznie diabeł. Nie mozna mieć wszystkiego ;-)

"-Tam gdzie, tam...hm....
- Dobranoc - powiedział diabeł."