poniedziałek, października 11, 2004

Eeee, Wodzu, nie piekl się. Taki złoto-polsko-jesienny letarg ma w sobie coś ujmującego, coś, co za serce chwyta i nie puszcza. Nie puszcza, bo zaraz po słońcu deszcz i spać się chce. Ty za morzem nie czujesz zapachu gnijących liści pomieszanego z dymem zniczy, nie oglądasz w telewizji przebłysków zbiorowej (nie)pamięci, w których barykady się wznoszą i barykady padają. Bo trzeba tu być, żeby nawet w necie dopadła cię cisza, choć to przecież prawie niemożliwe, w tym zgiełku potwornym. Ale stąd jesteśmy, czy chcemy tego czy nie, buntować się możemy, ale co nam po tym buncie, skoro bez tych pól wymalowanych we mgły jesteśmy tylko nie aniołami, ale szarymi zjadaczami hamburgerów w jakimś przydrożnym donaldzie.
A wiesz, co będzie dalej, po tym letargu? Będzie grypa. A potem gwiazdka. Potem sanna. Potem...
Potem znowu będą jakieś holidays, jakieś śmieszne tropiki, a jesienią staw znów napisze swój polski comfiteor.
!
P.S. Wodzuńku kochany, a nie wiesz Ty, że dance macabre, czyli podrygiwania umarlaka, to najbardziej żywotny (o ironio, matko bogów!) motyw naszej, żal się Boże, kultury?:)

Brak komentarzy: