czwartek, listopada 25, 2004

Mnie tez brakuje, wszystkiego po trochu... a czuje, ze z kazdym tygodniem coraz wiecej trace, trace cos cennego, a nie wiem co (bez banalow o mlodosci, please). Dziwny taki marazm. Mam pomysl - moze by tak zalozyc jakiegos art-bloga, gdzie mozna by sie dzielic swoimi myslami, uwagami i miniaturami tworczymi w waskim gronie, he? Wiem jak to z entuzjazmem, gdy sie ma sto innych rzeczy na glowie, ale ja sie jakos niezrealizowany czuje i chyba nie tylko ja...
Wczoraj był taki piękny dzień. Od samego rana az do końca...
a dzis... :(
Dzis nic mi się nie chce. Cokolwiek zacznę - zostawiam, bo brakuje i sił i motywacji zeby dokończyć...ech...a tyle czasu i tyle mozliwosci. Wszystko na przekór...:-/

wtorek, listopada 23, 2004

Dziękuję za ciepłe słowa... A przestałem się udzielać, gdyz z taką frekwencją postów mozemy równie dobrze przerzucić się na gadu-gadu ;-)
W dobrym towarzystwie to i pomilczeć mądrze i przyjemnie:)

poniedziałek, listopada 22, 2004

Od czwartu juz nawet Wodzu się nie odzywa.....
Ludzie, co z Wami? :)....

czwartek, listopada 18, 2004

Wodzu, powtórzę się, ale...jak Ciebie mozna nie uwielbiać za takie teksty? :D No ja po prostu nie wiem :)))) Więc jakbys kiedys miał chwilę zwątpienia, jakie ludziom przeciez czasem się zdarzają - zerknij na moje pytanie o odpowiedz sobie szczerze: "nie mozna po prostu!" :)))
Pozdrawiam Ciebie i wszelkich ludzi na tej planecie, którym pozostała jeszcze krztynka poczucia humoru :)
Suknie, ponczochy, nakrycia, krajobraz ciemny, swieczniki, ...metal? To pewnie jakas gotycka impreza. I jeszcze waniliowy poncz i naga dziewczyna...ech, marzenia, marzenia... ;-)
Stanisław Grochowiak

Gdy już nic nie zostanie

Kiedyś usadzę cię nagą wśród przepychu
Będą tam suknie ciężkie jak woda
Będą pończochy o zapachu jabłek
Będą na głowę nakrycia szerokie
I będzie metal

Chcę mieć cię nagą w krajobrazie ciemnym
Gęstym od brązów świeczników waz
Z których niech dymi waniliowy poncz
W rozdęte chrapy nieruchomych dogów

Czuł tę potrzebę Rembrandt kiedy Saskię
Malował coraz w śmierć swą odchodzącą
Jakby chciał wstrzymać ją wagą winogron
Przygnieść świeczników drogocennych światłem


Ciężka poezja, widzę, się zbliża. Nadchodzi czas okrutnych cudów, jak mawiał mistrz Lem. :)
Skąd to, Hę?
Buźka się uśmiecha, jak każda inna tutaj. Niech się uśmiecha. Co jej pozostało?

wtorek, listopada 16, 2004

Czołem Wodzostwo!
Przed snem wreszcie przypomniałem sobie. Sprawa wygląda mi na konfabulację Austera: mocno to podejrzane i (bo) postmodernistyczne. Co nie zmienia faktu, że można się w ten sposób bawić interpretacją.
Co do Bartha, to znam go tylko z omówień. Za wyjątkiem powieści Sabbatical, którą kupiłem w jakiejś taniej książce i próbuję co pół roku zacząć czytać, ale się nie da. Furmuła „literatura wyczerpania” jest na tyle nośna i zrozumiała, że chyba nie trzeba sięgać do źródeł. Gombrowicz mówił tak o Kafce: nie trzeba go czytać, żeby rozumieć. Coś w tym jest.

sobota, listopada 13, 2004

Tak. Dziś właśnie i tu i teraz. Oto postanowiłam urządzić sobie noc werbalnej wystawy moich wewnętrznych – zewnętrznych epifanii, ciemnych błądzeń w ciemnych dolinach, gdzie jednak zła się lękałam, choć „się nie ulęknę...”. Teraz, bo potem będzie za późno, powiem o tym, o czym potem chyba ( bo nie wiem jeszcze) nie będzie wolno. Bo kiedy staje się już, kim się staje, droga, którą się przyszło przestaje, ustaje i ...znika. Więc powiem tylko, skoro już stojąc patrzę na was wszystkich, nie widząc was jednocześnie, że się trochę boję i trochę cieszę. Że zamykam oczy i zamyślam oczy i wiem, że kiedy je otworzę zobaczę tych nowych. Tych, do których będę mówić, o których będę mówić i za których z czasem też chyba się wypowiem. Bo chodzi o to, że teraz wciąż do nich mówię. Idę do sklepu, idę do domu, nie idę, myślę, że idę...i wciąż mówię, mówię, uczę, mówię, przestaję, znów mówię. A boję się, bo myślę...za dużo. Bo gdyby wszystko można było zatrzymać na chwilę. Świat na chwilę i powiedzieć szybko wszystko....wtedy bym zdążyła. A tak – płynie i płynie...i upływa, a tu trzeba komentować o tym, co zostaje. Oto mój dialog, wewnętrzny, w którym ja i mój uczeń nie-rozpoczęty, nie-rozpakowany, nie-zły, wciąż mój...
I tego momentu, kiedy powiem – „bo tak” i tego, w którym pojawi się zniecierpliwienie, znudzenie...i tego, w którym w ogóle cokolwiek przestanie się pojawiać...boję się....
Do Wodza: eeee...a ja wiedzialam tylko (do chwili przeczytania Twojego posta), ze ten Pan "Bakunowy faktor" (nie mam zielonego pojecia jak to w oryginale) napisal... ale wiedza sie bede mogla podzielic, jak przeczytam, bo to jedna z tych ksiązek, które strasznie mi polecano, a teraz czeka grzecznie na swoją kolej...

piątek, listopada 12, 2004

Ty mi tu nie czaruj prozą, tylko odpowiedz na pytanie! ;-)

Ten dialog o Don Kichocie jest w drugiej polowie "Miasta ze szkła", a dokladniej w trakcie rozmowy Quinna z Austerem w mieszkaniu tego drugiego. Bardzo fajny pomysl na czytanie Cervantesa, w wolnej chwili chcę to zestawić z wykładami Nabokova i samą treścią ksiązki.

A na marginesie: jesli ktos cos wie o panu imieniem John Barth, szczególnie o jego eseju pt. "Literatura wyczerpania" (moje tlumaczenie oryginału: "Literature of Exhaustion"), zapraszam do wyczerpującego dzielenia się ową wiedzą ;-)
Wodzu, wybaczenia... Tego dnia otworzyłem, ale nie doczytałem... może teraz?
Jest taka godzina, że do łóżka z książką wpadam, ciekawe, ile zapamiętam, ile zrozumiem, a najciekawsze będzie to, ile z tego będzie Austera, a ile mojej w sen zapadającej, na krawędzi dnia/nocy/ranka balansującej... już, już spada:)... świadomości. Hę?

czwartek, listopada 11, 2004

Wolne dni? A co to takiego?
Ciekawe, jak spędzacie wolne dni?
Ja postanowiłam nigdzie nie wyjeżdżać i porzucając wszelkie poczynione uprzednio na ten czas plany zostać w domu, ucząc się i odpoczywając. Ponieważ właśnie mija pierwsza połowa pierwszego dnia a ja zdążyłam na razie jedynie odpocząć, podzielę się z Wami tym, co z tego odpoczywania się urodziło. Otóż zrozumiałam bardzo istotną rzecz. Kiedy jest naprawdę smutno i wszystko zaczyna powoli nabierać tych samych, ciemnych odcieni i przypominać tę samą, kompletną beznadzieję i wydaje się, że już nic się nie zmieni i że wszystko w ogóle jest coraz gorsze i bez sensu, okazuje się, że mała, naprawdę drobna i jakże prozaiczna rzecz może ten stan odmienić. Kilka godzin temu znalazłam w Internecie zdjęcie pięknego, pokrytego rosą, mlecza. Jest tak świeży, pełen koloru i wygląda tak żywo, że od razu ustawiłam go na pulpicie komputera. Teraz cały czas patrzę sobie na tego mlecza i mam wrażenie, że jest lato, wszystko pięknie pachnie i jest ciepło i wesoło. I okazało się, że wystarczy jeden mlecz jesienią i wszystko się zmienia. To tak niezwykłe i nieprawdopodobne, że chyba zacznę wierzyć w cuda, bo jeśli ciemność i mrok kilku dni może rozjaśnić blask kilku chwil...to ja się nie poddam tak łatwo!
:) Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo ciepła na całą jesień z początkami zimy. Potem poszukamy następnego mlecza :)

niedziela, listopada 07, 2004

....

piątek, listopada 05, 2004

Gdzies w drugiej polowie pierwszej noweli...
Muszę sobie przypomnieć, trylogia nowojorska gdzieś na półce, zaraz sięgnę...

czwartek, listopada 04, 2004

Druga sprawa, a wlasciwie dwie drugie sprawy: goraco polecam najnowszy album A Perfect Circle "eMotive" - swietne, mroczne i ciekawie zaspiewane wersje klasykow piosenki "zaangazowanej" ("Imagine" w wykonaniu Maynarda Keenana!). Poza tym odkrylem ostatnio bardzo fajny polski zespol folkowy (no, moze nie taki do konca folkowy...), ktorego brzmienie kojarzy mi sie ze sciezkami dzwiekowymi Bregovica do filmow Kusturicy. Kapela Ze Wsi Warszawa, album "Wiosna Ludu" - sluchac najlepiej w systemie stereo przy odpowiedniej glosnosci...
Staw, mam pytanie - pamietasz "Trylogie nowojorska" Austera? Jest tam fragment z bardzo fajna interpretacja "Don Kichota", nie pamietam dokladnie w ktorej historyjce. Nie wiesz moze, czy to Austera pomysl wlasny, czy tez zaczerpnal to z jakiejs ciekawszej pracy na ten temat, a jesli to drugie - z jakiej?

wtorek, listopada 02, 2004

Od dzis naprawdę wielbię Tuwima!:
"Błogosławieni Ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa" :-)
I wez tu człowieku cos dodaj! ;-)

poniedziałek, listopada 01, 2004

Zarzynanie Herberta. Właśnie w telewizji (program 1) trwa, jeśli kogoś interesuje widowisko, proszę bardzo. Gilotynę obsługuje Pan Turnau. To, co było kamieniem i stalą podszytą aksamitem, staje się mdłą kołysanką, usypiającą gawiedź. Tak można śpiewać Pawlikowską, mili Państwo, ale nie Herberta, do jasnej cholery. Gdzie twardy ton, który nie wyklucza wzruszenia? Gdzie wyrazista fraza, brzmiąca przeciwko nicości?
Eh, Kaczmarski w grobie się przewraca.
Panowie piosenkarze, wara wam od poezji!