piątek, maja 25, 2007

Rozbieranie Marii:)

Z różnych powodów czyta się powtórnie. Ja to robię z przyczyn zawodowych, ale nie narzekam, więcej, cieszę się, bo sięgam po teksty ważne na tyle, żeby do nich nieustannie wracać. Większość czytelników nie ma tego przywileju, więc dziękuję opatrzności i sobie, że zgodnie wybraliśmy los.

Rozbieramy „Marię”. Robimy to wieczorem, w gronie, które być może kiedyś tu się określi (nawet nie wiem, czy tu zagląda:)). W tekście trochę śmiesznie (ktoś tu ciągle jak opętany zasuwa przez step) i trochę straszno (bo jeśli „Ah! Na tym świecie Śmierć wszystko zmiecie,/ Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie”, to tylko rozpacz, rozpacz). „Maria” to taki słowiański „Mit Syzyfa”, wszystko jest nicością lub za chwilę się nią stanie, z rzeczywistości opadają maski, odkrywając ponurą prawdę o złu i nieobecności dobra.

Mnie tym razem urzekła fraza:

„Ale na pola nie chodź, gdy serce zbolało;”

Banalne? Niezupełnie, zważywszy, że pejzaż tej części Europy, czy to ukraiński step, czy mazowiecka równina, jest płaski do nieprzytomności i wyostrzony jak powierzchnia noża. Sami to pewnie znacie: po dalekiej podróży powrót do zapachów, jedynej tego rodzaju zieleni, wilgoci, obłoków, mijanych twarzy, poczucia bycia u siebie – a jednak nie u siebie. I na to doświadczenie Malczewski wynalazł słowa - Pacholę mówi:

„Oh! Nie – ja wszystkim obcy wśrzód mojej ojczyzny –

I Śmierć mi zostawiła czarne w piersiach blizny” –

„Na pola nie chodź” – więc nie chodzę, ale na rowerze – i owszem;) . Kiedy już zjedziecie do Ciechanowa, może by jakąś ekskursję przedsięwziął na bicyklach? Myślę raczej o wypadzie sobotnio-niedzielnym pod koniec czerwca lub na początku lipca, bo w tygodniu praca związana z rekrutacją. I jak ci kozacy przez step, tak my przez mazowieckie drogi... !?

Sen nas zastanie, jeśli nas spotka:)

czwartek, maja 24, 2007

Abi, ja zadnym sposobem (nawet google nie pomogl) nie moglem doszukac sie twojego obecnego adresu emailowego. A pamietalem, ze 6 kwietnia jest twoj wielki dzien i niniejszym chcialem ci powinszowac tych kliku nowych siwych wloskow i zlozyc najlepsze zyczenia urodzinowe. ;-)

Iamibi, twoja opinia o Francuzach w pelni pokrywa sie z obserwacjami moich znajomych, ktorzy pomieszkiwali we Francji i moimi wlasnymi, poczynionymi podczas bardzo krotkiego pobytu w Paryzu pare lat temu. Dobrze takim. Ja im dluzej mam do czynienia z polonia kanadyjska i im wiecej czytam polskiej prasy, tym bardziej sie utwierdzam w przekonaniu, ze Polacy sa jednak obciachowym narodem. Na nasze szczescie, nie jedynym.

PS. Przylatuje 13 czerwca. Poniewaz nie ma komu mnie przewiezc do Ciechca, zostane u siostry ciotecznej w Wa-wie przynajmniej do konca weekendu.

wtorek, maja 22, 2007

kraina winem i musztardą płynąca

Wracam, wracam! Nie tylko do Was w necie, ale i do Polski z Erasmusa w Dijonowie-musztardowie, uroczym francuskim miasteczku w sercu Burgundii. ;) Wakacje były tu przyjemne, ale nie umiem przełączyć się na francuski sposób myślenia, w którym sensem życia jest dobre wino (no, to jeszcze jest logiczne), pięciogodzinne posiłki i planowanie, ile chce się mieć dzieci od wieku siedmiu lat. Wszystko tu jest takie rodzinne, sielskie i bajeczne. Miłe w pierwszym kontakcie, po kilku tygodniach trochę miałkie. Poza tym, Francuzi z lekka egocentryczni; zapytani, czemu nie jeżdżą po Europie, odpowiadają pytaniem "A dlaczego Niemcy, Anglicy, Włosi i inni przyjeżdżają ciągle do nas?". Oczywiście dlatego, bo według Francuzów, ich kraj jest najwspanialszy na świecie i jeśli w nim mieszkasz, to nie musisz szukać szczęścia gdzie indziej. Zawistnie ich wyśmiewam, rzecz jasna. Wyobrażacie sobie, żeby u nas młodzi i starzy twierdzili jednomyślnie, że nie ma po co z Polski wyjeżdżać, bo jest najcudowniejsza? Ale by było...
Przeczytałam gdzieś ostatnio, że lek na Alzheimera wynaleziony przez Polaków będą sprzedawać Amerykanie... Gdyby wynaleźli go Francuzi, nie tylko sprzedawaliby go sami, ale pewnie też tylko na terenie Francji.

Pozdrawiam wszystkich.
Vive la Pologne! Somehow...

niedziela, maja 20, 2007

leń

Wolny czas... mam go teraz aż za dużo ;) Odpoczywam po dwóch najgorszych tygodniach mojej edukacji ;) Ale warto było przez to przejść. Z wyników jestem zadowolony :)

Teraz czekają mnie najdłuższe wakacje w życiu i na pewno nie spędzie ich tak, jak w zeszłym roku. Już w najblższy weekend mazurskie jeziora, następnie Kraków i koncert z zespołem :) Zaraz potem Zakopiańskie Szaleństwo i w lipcu Stadion Śląski w Chorzowie :) Mam nadzieję, że na tym nie koniec ;)

sobota, maja 19, 2007

Mijaczka

Wodzu, a kiedy przylatujesz? :) Może masz ochotę na mały komitet powitalny? ;)

No i mija kolejny tydzień. Ten akurat spędziłem pod logiem SGB, które zjadło mi nerwy. Zeszłotygodniowy przypadek Banku Spółdzielczego w Kościerzynie potwierdza regułę, że najmniejsze psy najgłośniej szczekają. Dzięki niemu zaliczyłem także wyprawę do wcześniej nieznanej Kościerzyny, mając nadzieję na bliższe spotkanie z gwarą Kaszubów, ale się niestety zawiodłem :). Przy okazji odwiedziłem Gdańsk o zachodzie słońca (baaardzo krwistym) i ciekawy obrazek remontu kamienicy, z której zostawiono tylko fasadę, a cały tył wyburzono i budowano od nowa ;). Potem jeszcze tragiczna nocna przejażdżka krętą siódemką w deszczu i gąszczu tirów. Nie są to wymarzone warunki do jazdy, zwłaszcza dla tak ślepego kierowcy jak ja :).

Na resztę tygodnia miałem mnóstwo planów, ale skończyło się na wieeelkim leniu :) I chyba mi z tym dobrze :). A co u was misiaczki? :)

czwartek, maja 10, 2007

Pozdrowienia zza oceanu

Witam wszystkich serdecznie ;-)

Przestalem zagladac na starego bloga, bo albo nic sie nie dzialo dlugimi miesiacami, albo jak cos sie zadzialo i ochoczo sie udzialilem, natychmiast zalegala cisza na kolejne miesiace...

Skonczylem w tym roku akademickim swoje piecioletnie (jak na razie) studia, jednak zamiast na ceremonie wreczenia dyplomow w Convocation Hall w Toronto, stawie sie na lotnisku Okecie w Wa-wie. W zwiazku z tym mysle, ze wypadaloby urzadzic tego lata badz to jakis zorganizowany wypad, badz to kameralna impreze dla weteranow naszego bloga. Co wy na to?

Tamtaratam

No i dotarłem ;) Po drodze pokonałem 302 magów i 143 karłów :)

środa, maja 09, 2007

Rozstania i powroty

Zmieniamy się, ale jednak istniejemy, jesteśmy :) Tacy starzy-nowi :) jak ja na przykład...

tak nieśmiało...

Zjechałem na sam dół bloga i czytam: "co robicie, kiedy nie możecie zasnąć?"
Ja zazwyczaj jestem cholernie zły i przewalam się z boku na bok. A zły tym bardziej, że zapewne następnego dnia muszę wstać baardzo wcześnie albo po prostu mam coś ważnego do zrobienia. Ale nie dziś. Dziś jest inaczej. Siedzę, odpoczywam po męczącym psychicznie tygodniu, który był bardziej męczący niż całe te 3 lata w tej szkole.

No właśnie - TA szkoła. Dzisiaj, zaraz po moim wyjściu z matury z WOSu podbiegła do mnie koleżanka z młodszej klasy, cyknęła mi fotkę i włączyła dyktafon. Po pytaniach typowo maturalnych rzuciła: "Czy gdybyś mógł zadecydować teraz o swoim wcześniejszym wyborze: wybrałbyś inną szkołę?" I w tym momencie przez głowę przeleciały mi setki różnych wspomnień. Miłych i tych raczej nieprzyjemnych.I wiem, jakże bananie to wszystko brzmi, ale odpowiedź na pytanie od razu cisnęła się na usta: nigdy w życiu. Nigdy nie sądziłem, że mógłbym w LO przeżyć TAKIE chwile. Niesamowici ludzie - wcześniej nie miałem do czynienia nawet z im podobnymi i myślałem, że tak już zostanie. Dyrekcja - inna niż wszystkie. Wymiany płyt, dyskusje na forum, nawet taki blog... Gdzie indziej ktoś z Was spotkał się z czymś takim?

Zaczynam bełkotać...

Może by się jakoś skontaktować ze "starymi" bloggerami?
Pozdrawiam ciepło!
samm


ps. no.. w końcu się odważyłem...

Przeklęte zmiany:)

Jest tak, że po prostu zniknęliście (elektronicznie - wyłącznie!) z mego świata. Nie mam Waszych mejli, a w dodatku zmieniłem adres bloga. Jeżeli tylko możecie, przekażcie starym znajomym ten adres i prośbę o kontakt. Systemy mają to do siebie, że się od czasu do czasu walą - prędzej czy później. Reszta trwa.