sobota, kwietnia 17, 2004

jeszcze parę godzin temu oddychał. Jeszcze paręnaście godzin temu dawał znaki, że rozumie, że wie, o czym i z kim rozmawia. Mówił mi o koncercie Radiohead w Hamburgu (mówił gestem raczej niż słowem, ale mówił). A ja głupiec niewiele rozumiałem. I żegnał się skinięciem ręki... Uśmiechał się ...
Mój Boże, jakież jest niestosowne to pisanie moje tutaj...
A może właśnie stosowne. Może właśnie tak trzeba, żeby było wiadomym... żeby inni wiedzieli, jak to jest...
Więc jest tak, że gaśnie się powoli. I sam siebie przekonuję, że to nie boli, że nie masz świadomości, że usypiasz, że stajesz jak się jak dziecko, które bawi się zabawką z domu dzieciństwa. Pijesz jak dziecko, cieszysz się jak dziecko.... i niech to nie bardzo boli...
Ale jednocześnie boli wszystko inne, cały świat boli, ten świat, który pozostaje, on boli nade wszystko.
Łzy ciekną po rozmowie z Marzeną, i jeszcze Jego Mama, która mówi, że jest szczęśliwa, bo była z Nim, kiedy odchodził. I Tata który próbuje się godzić...
Bęczę jak bóbr. Bartek pewnie by się uśmiał.
Przepraszam tych, którzy wybierają milczenie.

Brak komentarzy: