czwartek, grudnia 21, 2006
środa, grudnia 20, 2006
środa, listopada 08, 2006
Są takie jesienne dni, kiedy liście krążą jak satelity, głowa zapada się w mgławicę poduszek, rano szron na szybach samochodów, trzeba jednak wstać i biec, winda, jedno skrzyżowanie, drugie, trzecie, koniec miasta, przebłysk słońca koło południa, potem ciemno, powrót, jesień, jesień, nic więcej, wieczność.
Od czerskiego pożyczam, chociaż Lenin mnie razi, a katolickie obżarstwo jest mi bliskie, bo tylko głupcy przeczą własnej naturze. Reszta jednak jest poruszająca. Pierwsza część na plus, druga do bani, trzecia do snu (dobrego). Artystów trzeba słuchać wybiórczo, gadają co im ślina na język przyniesie, czasem gadają prawdziwie. Sami zresztą sprawdźcie:
Od czerskiego pożyczam, chociaż Lenin mnie razi, a katolickie obżarstwo jest mi bliskie, bo tylko głupcy przeczą własnej naturze. Reszta jednak jest poruszająca. Pierwsza część na plus, druga do bani, trzecia do snu (dobrego). Artystów trzeba słuchać wybiórczo, gadają co im ślina na język przyniesie, czasem gadają prawdziwie. Sami zresztą sprawdźcie:
środa, września 06, 2006
O tej powiesci to jakbym czytal Milana Kundere ;-) Co do Lyotarda i Baudrillarda to czesciowo podzielam twoja opinie. Ich status "prorokow postmodernizmu" wydaje mi sie mocno przereklamowany. Niemniej, w swoich poniekad pionierskich pracach (mam na mysli zwlaszcza "Kondycje" i "Symulakra") udalo im sie przyszpilic pewne procesy spoleczno-kulturowe, ktore wszyscy zauwazali, ale nie wiadomo bylo, jak o tym pisac. Oni napisali. Tu punkty dodatnie dla Francuzow za oryginalnosc, punkty ujemne za filozoficzny kicz.
Co do Huellebecqa, to z powyzszych wzgledow warstwa "ideowa" tych jego powiesci jest spozniona o co najmniej 40 lat: krazyla w nieco mniej oszlifowanej postaci nad Europa i Ameryka (rowniez w literaturze) juz w czasach, kiedy rodzilo sie jego ulubione pokolenie '68. Wiadomo, ze dobra powiesc to cos wiecej, ale przy lekturze Huellebecqua nie moge sie opedzic od wrazenia, ze caly jego warsztat literacki ma za zadanie przeksztalcic te leciwe postmodernisticzne tezy w cos w rodzaju Harry'ego Pottera dla doroslych. Taka symulacja, albo "mozliwosc powiesci" ;-)
(wiem, ze dosc ostro sobie poczynam, ale wynika to z zalu, jaki mam do wspolczesnej literatury w ogole; dlugo by o tym rozprawiac...)
Co do Huellebecqa, to z powyzszych wzgledow warstwa "ideowa" tych jego powiesci jest spozniona o co najmniej 40 lat: krazyla w nieco mniej oszlifowanej postaci nad Europa i Ameryka (rowniez w literaturze) juz w czasach, kiedy rodzilo sie jego ulubione pokolenie '68. Wiadomo, ze dobra powiesc to cos wiecej, ale przy lekturze Huellebecqua nie moge sie opedzic od wrazenia, ze caly jego warsztat literacki ma za zadanie przeksztalcic te leciwe postmodernisticzne tezy w cos w rodzaju Harry'ego Pottera dla doroslych. Taka symulacja, albo "mozliwosc powiesci" ;-)
(wiem, ze dosc ostro sobie poczynam, ale wynika to z zalu, jaki mam do wspolczesnej literatury w ogole; dlugo by o tym rozprawiac...)
niedziela, września 03, 2006
Stanowczo się nie zgadzam! Lyotarda i Baudrillarda znam i czuję odrazę. Diagnoza w pewnych obszarach oczywista, w innych wywołująca torsje (zwłaszcza Baudrillard, z jego zawoalowanowymi peanami na cześć rzezi WTC). Houellebecq jest uczciwy w swojej szczerości. A że pornograficzny? A w jakich czasach żyjemy? Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Wolę pisarzy postmodernistów niż filozofów, ci pierwsi traktują o (witkacowskich) bebechach, ci drudzy chcą się kiczowato podobać, konkurs piękności po prostu, typu ja contra heidegger.
Mam takie wrażenie Wodzu, że tylko porządna powieść ratuje jeszcze jakoś ten świat. A tej powieści coraz mniej.
Wolę pisarzy postmodernistów niż filozofów, ci pierwsi traktują o (witkacowskich) bebechach, ci drudzy chcą się kiczowato podobać, konkurs piękności po prostu, typu ja contra heidegger.
Mam takie wrażenie Wodzu, że tylko porządna powieść ratuje jeszcze jakoś ten świat. A tej powieści coraz mniej.
piątek, września 01, 2006
czwartek, sierpnia 17, 2006
środa, sierpnia 16, 2006
poniedziałek, czerwca 12, 2006
Poniewaz juz ktorys raz z rzedu zagladam na ten blog, a tu nic, postanowilem sie podzielic jakas biezaca mysla, ot, dla podtrzymania zywotnosci tego "miejsca".
Przeczytalem ostatnio w "Polityce", ze lek przed impotencja, choroba i smiercia to typowe formy meskiego stresu. I jak tu rak nie zalamac? Nie dosc, ze sie czlowiek meczy z tymi wszystkimi fobiami, to jeszcze ma zyc swiadomy swojej statystycznej przecietnosci...
Przeczytalem ostatnio w "Polityce", ze lek przed impotencja, choroba i smiercia to typowe formy meskiego stresu. I jak tu rak nie zalamac? Nie dosc, ze sie czlowiek meczy z tymi wszystkimi fobiami, to jeszcze ma zyc swiadomy swojej statystycznej przecietnosci...
poniedziałek, maja 15, 2006
poniedziałek, maja 08, 2006
poniedziałek, marca 13, 2006
Wszystkim, ktorzy kochaja zycie i nie boja sie jego nieco dziwacznych przejawow proponuje posluchac "Muzyki ze slowami" Voo Voo i Peszkow. To arcydzielo bedace wynikiem braku kompromisu pomiedzy naszymi przyzwyczajeniami a nieskrepowana natura ludzkiej mysli abstrakcyjnej nie przestaje mnie zachwycac. Powodzenia w poznawaniu nowych smaczkow! (tym, ktorzy to znaja polecam na poczatki wiosny - doskonale wspolgra z tym, co juz czuc w powietrzu a czego jeszcze nie czuc w jego temperaturze). Pozdrawiam!
wtorek, lutego 28, 2006
poniedziałek, lutego 27, 2006
Ty wiesz, jak wywołać burzliwą dyskusję:)
Ja jestem doświadczonym katarzystą, u mnie katar to koniec świata. Umieram i jestem bardzo biedny. Ostatnio dziewczynka z trzeciej h, zobaczywszy mnie obłożonego chusteczkami w gabinecie i zapłakanego do niemożliwości powiedziała: "ale słodko pan wygląda".
No tak. W takim kontekście przychodzą mi do głowy tylko nieobyczjane sposoby walki z grypą/przeziębieniem/katarem. Wszystkie o takim samym, czyli zerowym stopniu skuteczności. Wypróbowane: z e r o!
Ja jestem doświadczonym katarzystą, u mnie katar to koniec świata. Umieram i jestem bardzo biedny. Ostatnio dziewczynka z trzeciej h, zobaczywszy mnie obłożonego chusteczkami w gabinecie i zapłakanego do niemożliwości powiedziała: "ale słodko pan wygląda".
No tak. W takim kontekście przychodzą mi do głowy tylko nieobyczjane sposoby walki z grypą/przeziębieniem/katarem. Wszystkie o takim samym, czyli zerowym stopniu skuteczności. Wypróbowane: z e r o!
piątek, stycznia 20, 2006
czwartek, stycznia 19, 2006
sobota, stycznia 07, 2006
Eee tam Wodzu, jakies Quebeki nam tu serwujesz, a na Kaszubach kiedyś byłeś?:))Popatrzcie tylko, takie zimy tutaj mamy, jak widać na załączonym obrazku:
Co do atmosfery, to była taka, jaka odpowiada ludziom spokojnym, szukającym ciszy... czyli tańce, hulanki, swawole, wyprawy nocą nad jezioro ścięte cienkim lodem, wódka na śniegu, życzenia składane sąsiadom... nic nadzwyczajnego:) Potem sen.
Co do atmosfery, to była taka, jaka odpowiada ludziom spokojnym, szukającym ciszy... czyli tańce, hulanki, swawole, wyprawy nocą nad jezioro ścięte cienkim lodem, wódka na śniegu, życzenia składane sąsiadom... nic nadzwyczajnego:) Potem sen.
piątek, stycznia 06, 2006
środa, stycznia 04, 2006
Też widziałem, ale podobnie jak przedmówca, nie pamiętam końcowej sceny... Ciekawe, bo na mnie ostatnio również spore wrażenie zrobił "Stalker". Jest to chyba jedyny film (poza "Oldboy'em"), któremu się coś podobnego udało w przeciągu minionych paru miesięcy. Okropnie się zdołowałem przygotowując się do pracy na jego temat i, gwoli szczerości, do tej pory się z tego okresu nie otrząsnąłem.
Żeby się wypowiedzieć na temat "Pianistki", musiałbym do tego filmu wrócić, a nie za bardzo mam na to ochotę - obrzydził mnie ten film, kiedy widziałem go po raz pierwszy...
Żeby się wypowiedzieć na temat "Pianistki", musiałbym do tego filmu wrócić, a nie za bardzo mam na to ochotę - obrzydził mnie ten film, kiedy widziałem go po raz pierwszy...
wtorek, stycznia 03, 2006
Qrczaki. "Pianistkę" widziałem, ale tej sceny nie pamiętam. Często tak mam, że nie pamiętam końca:).
Masz rację, są takie filmy, które łażą za człowiekiem, czasem niekoniecznie te najlepsze, te z górnej półki. Po prostu są i łażą. Za mną nieodmiennie chodzą "Stalker" i "Czas Apokalipsy". Wiem, nic oryginalnego. Tylko groza.
Masz rację, są takie filmy, które łażą za człowiekiem, czasem niekoniecznie te najlepsze, te z górnej półki. Po prostu są i łażą. Za mną nieodmiennie chodzą "Stalker" i "Czas Apokalipsy". Wiem, nic oryginalnego. Tylko groza.
Subskrybuj:
Posty (Atom)