sobota, kwietnia 24, 2004

Czytam od trzech godzin i końca nie widać... Ileż nuandy w mojej skrzynce! Nie czytałbym, gdybym się nie uśmiechał.
W ramach rozmowy z Bartkiem przejrzałem archiwum bloga. Ostatnie posty od nuandy były z października 2003, wysyłane jeszcze przed wypadem do Hamburga. Warto je czytać! Lektura jego listów (a także tych, które mamy na twardych dyskach poza blogiem) to spotkanie szczególne... co ja zresztą będę Wam tłumaczył...
Piszę z trudem, ale kilka rzeczy trzeba powiedzieć. Zresztą nie wiem, czy post ten wyślę, bo zawsze pozostaje możliwość: napisz, zniszcz. Więc:
Po pierwsze trzeba streścić post Matusa, który gdzieś przepadł. Matus pytał o to, co łączy naszą klasę poza piętnem śmierci.
Po drugie uświadomiłem sobie dzisiaj, czym jest głęboka wiara. To moc mówienia, kiedy mówić się nie da. Słyszałem dziś tę wiarę. Myślę o Was: Panie Leszku, Pani Gabrysiu, Marzenko.
Po trzecie wreszcie - muszę przygotować się na nieobecność Bartka. Nieobecność fizyczną, bo w pamięci jest stale. Pomyślcie: ile rzeczy robiliście i robicie nadal wobec Bartka, wobec myśli o Nim. Przyzwyczaił nas do tego, że jest z Nim źle, że znika gdzieś w szpitalu, w świecie, którego nie rozumiemy, i nagle pojawia się - uśmiechnięty, autoironiczny, z miną, która mówi: nie dam się! Nie można było mu nie wierzyć, mimo że wiedzieliśmy, że jest coraz gorzej. Bo ta wiara: "nie dasz się" to był jedyny sposób walki z bezradnością - Jego i nasz.
Takiego Bartka zobaczyłem dziś na zdjęciach i takiego chciałbym zapamiętać. A jednocześnie muszę przyjąć fakt, że po trudnych chwilach nie napisze mejla, nie odezwie się z Krakowa, że Go nie będzie.

Chociaż, jeśli Bogu założy wreszcie Internet - to kto wie?
[niech ktoś wreszcie wymyśli emotikon: uśmiech przez łzy!]
13.30. Kościół.

piątek, kwietnia 23, 2004

No i Msza jest w kościele, a nie w kaplicy.
Przed chwilą rozmawiałem z mamą Bartka. Powiedziała, że Bartek zaprasza po pogrzebie na mały poczęstunek w szkole w Glinojecku. Z cmentarza odjedzie specjalny autobus. No to się trzymajmy!

poniedziałek, kwietnia 19, 2004

witam milczeniem...i nocą...

sobota, kwietnia 17, 2004

jeszcze parę godzin temu oddychał. Jeszcze paręnaście godzin temu dawał znaki, że rozumie, że wie, o czym i z kim rozmawia. Mówił mi o koncercie Radiohead w Hamburgu (mówił gestem raczej niż słowem, ale mówił). A ja głupiec niewiele rozumiałem. I żegnał się skinięciem ręki... Uśmiechał się ...
Mój Boże, jakież jest niestosowne to pisanie moje tutaj...
A może właśnie stosowne. Może właśnie tak trzeba, żeby było wiadomym... żeby inni wiedzieli, jak to jest...
Więc jest tak, że gaśnie się powoli. I sam siebie przekonuję, że to nie boli, że nie masz świadomości, że usypiasz, że stajesz jak się jak dziecko, które bawi się zabawką z domu dzieciństwa. Pijesz jak dziecko, cieszysz się jak dziecko.... i niech to nie bardzo boli...
Ale jednocześnie boli wszystko inne, cały świat boli, ten świat, który pozostaje, on boli nade wszystko.
Łzy ciekną po rozmowie z Marzeną, i jeszcze Jego Mama, która mówi, że jest szczęśliwa, bo była z Nim, kiedy odchodził. I Tata który próbuje się godzić...
Bęczę jak bóbr. Bartek pewnie by się uśmiał.
Przepraszam tych, którzy wybierają milczenie.

wtorek, kwietnia 13, 2004

Bartek jest w szpitalu w Ciechanowie. Oddział wewnętrzny-specjalistyczny (budynek za bramą), drugie piętro, pokój 204.
...nie mogę pisać...

niedziela, kwietnia 11, 2004

Umierają ludzie ważni. Odchodzą w nicość albo w coś, ale tu ich więcej nie będzie. Splatają się nasze losy bardzo dziwnie, może nasze słowa rezonują to, co gdzieś jest zapisane, bo przecież parę dni temu mówiłem o odchodzeniu i o tym, jak mało uważni jesteśmy, nie widząc odchodzących aż do momentu, kiedy znikną.
Teraz Jacek Kaczmarski. Nie lubię patetycznego nastroju akademii wspomnieniowych, internetowe "świeczki" budzą mój estetyczny opór, ale milczeć w takiej sytuacji? Może to byłoby najlepsze...
Nie wiem.
Wiem tylko, że kilka utworów Kaczmarskiego było dla mnie szczególnie ważnych, a wśród nich ten, który zaraz zamieszczę. Nie będzie to starannie wyselekcjonowany cytat, ostra a celna myśl, ale tekst może zbyt często wykonywany przy ognisku, zbyt często drukowany w harceskich śpiewnikach, a zbyt rzadko słuchany uważnie. Tekst w jakimś stopniu natchniony - trzeba go jeszcze słyszeć, więc poszperajcie w płytotece lub na twardych dyskach.

Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego

To moja droga z piekła do piekła
W dół na złamanie karku gnam
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla,
Nie zrywa mostów, nie stawia bram.
Po grani! Po grani!
Bez łańcuchów nad przepaścią, bez wahania!
Tu na trzeźwo diabli wezmą
Zdradzi mnie rozsądek - drań
W wilczy dół wspomnienia zmienią
ostrą grań!

Po grani! Po grani! Po grani!
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani
Tylko łapią mnie za nogi, krzyczą - Nie idź! Krzyczą - Stań!
Ci, co w pół stanęli drogi
I zębami, pazurami kruszą grań!

To moja droga z piekła do piekła
W przepaść na łeb na szyję skok.
Boskiej Komedii nowy przekład
I w pierwszy krąg mój pierwszy krok!
Tu do mnie! Tu do mnie
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi
I do końskiej grzywy wiąże
Szarpię grzywę, rumak rży!
Ona - co ci jest, mój książę?
Szepce mi.

Do piekła! Do piekła! Do piekła!
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła.
- Nie wiesz ty co cię tam czeka -
Mówi sine tocząc łzy.
- Piekło też jest dla człowieka!
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny!

To moja droga z piekła do piekła
Wokół postaci bladych tłok.
Koń mnie nad nimi unosi z lekka
I w drugi krąg kieruję krok!
Zesłani! Zesłani!
Naznaczeni, potępieni i sprzedani!
Co robicie w piekła sztolniach
Brodząc w błocie, depcząc lód!
Czy śmierć daje ludzi wolnych
Znów pod knut!?

To nie tak! to nie tak! to nie tak!
Nie użalaj się nad nami tyś - poeta.
Myśmy raju znieść nie mogli.
Tu nasz żywioł, tu nasz dom,
Tu nie wejdą ludzie podli
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom!

- Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól!
Rozpal w łaźni kamienie na biel
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból
Tatuaże weźmiemy na cel!
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży.
Pot zalewa mu oczy i wąs.
Jego profil specjalnie tam kłuli my
Żeby słyszał jak serca się rwą!

To moja droga z piekła do piekła
Lampy naftowe wabią wzrok.
Podmiejska chata, mała izdebka
I w trzeci krąg kieruję krok:
- Wchodź śmiało! wchodź śmiało!
Nie wiem, jak ci trafić tutaj się udało!
Ot jak raz samowar kipi, pij herbatę
Synu, pij!
Samogonu z nami wypij!
Zdrowy żyj!

Nam znośnie! nam znośnie! nam znośnie!
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie!
Pożyjemy i pomrzemy
Nie usłyszy o nas świat
A po śmierci wypijemy
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat!

To moja droga z piekła do piekła
Miasto - a w mieście przy bloku blok
Wciągam powietrze i chwiejny z lekka
Już w czwarty krąg kieruję krok.
Do cyrku! Do cyrku! Do kina!
Telewizor włączyć bajka się zaczyna!
Mama w sklepie, tata w barze
Syn z pepeszy tnie aż gra.
Na pionierskiej chuście marzeń
Gwiazdę ma!

Na mecze! Na mecze! Na wiece!
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece!
Sąsiad - owszem, wypić można!
Lecz to sąsiad, brat - to brat.
Jak świat światem do ostrożnych
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat!

To moja droga z piekła do piekła.
Na scenie Hamlet, skłuty bok,
Z którego właśnie krew wyciekła -
To w piąty krąg kolejny krok!

O matko! O matko!
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo!
Wszak on męża twego zabił
Zgładzi mnie, splugawi tron
Zniszczy Danię, lud ograbi
Bijcie w dzwon!

Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę!
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem!
Póki czas naprawić błędy
Matko nie rób tego - stój!
Cenzor z dziewiątego rzędu:
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść!

To moja droga z piekła do piekła.
Piwo i wódka, koniak, grog.
Najlepszych z nas ostatnia Mekka
I w szósty krąg kolejny krok.
Na górze! Na górze! Na górze!
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej!
O to warto się postarać!
To jest nałóg, zrozum to!
Tam się żyje jak za cara
I ot co!

Na dole, na dole, na dole
Szklanka wódki i razowy chleb na stole!
I my wszyscy tam - i tutaj
Tłum rozdartych dusz na pół,
Po huśtawce mdłość i smutek
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół!

To moja droga z piekła do piekła
Z wolna zapada nade mną mrok
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla
Bo w siódmy krąg kieruję krok!
Tam milczą i siedzą,
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą
Siedzą, ale nie gadają
Mętny wzrok spod powiek lśni
Żują coś, bo im wypadły
Dawno kły!

Więc stoję! więc stoję! więc stoję!
A przed nimi leży w teczce życie moje!
Nie czytają, nie pytają,
Milczą, siedzą, kaszle ktoś,
A za oknem werble grają
Znów parad parada, święto albo jeszcze coś...

I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Koń mój zniknął, a wy siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.
Pamiętajcie wy o mnie, co sił! Co sił!
Choć przemknąłem przed wami jak cień!
Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył-
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień!

1980

wtorek, kwietnia 06, 2004

Hm, też mam pewnie parę takich tekstów na sumieniu, na szczęście w wersji mówionej, na lekcjach. Ale wtedy zawsze można mnie zastopować tekstem: "sorze, może by tak po ludzku?":). Z drugiej jednak strony polonista jest w szczególnej sytuacji: powinien sztubaków przygotowywać do recepcji tego rodzaju rozpraw, więc od czasu do czasu musi pogadać szyfrem.
Abnuku, krew mogą ci spijać raz na pół roku, tak jest najbezpieczniej. A najśmieszniejszy jest pierwszy raz: wszystkie piguły patrzą na ciebie jak na zjawę i tylko czekają, aż im zemdlejesz. Ale zwykle wiąże się to tylko z lekkim zawrotem głowy, niespecjalnie zresztą przykrym. I to tylko za pierwszym razem, potem tego typu atrakcji już nie ma:)

niedziela, kwietnia 04, 2004

Dzielę sie krwią, z kim mogę, ale mam B RH+, więc nie będzie raczej Bartkowi smakowała. Nie wiem nawet k., czy śmiać się, czy płakać. Wypuszczą go na Święta czy będzie cały czas w szpitalu?
Ja też jeszcze istnieję. Ale jakoś obok. I nie wiem, co u Bartka, nie odpowiada na smsy... Wiecie coś?
Co do newsów, to zbieram je, aby przetrawić, wtedy pogadamy.
Abnuk, a co sądzisz o Muse, ostatnio dużo słuchałem i to są właśnie te granice histerii, które - zagospodarowne, poddane rygorom, chociażby basu i perkusji - całkiem sobie cenię.

sobota, kwietnia 03, 2004

Maciek potwierdza swoje istnienie ;-)

Eh... jakoś tak ostatnio nie mam na nic czasu... przykre to... Ale już trochę się polepsza, po raz n-ty zacząłem robić swoją stronkę :) Trzymajcie kciuki!