czwartek, września 16, 2004

Ciekawe, jak z bloggerem poradzi sobie OpenOffice.org1.1.0:)? Czy będzie tolerował nasze znaczki? Nasze, piszę to w pełni świadomie, na przekór obywatel(k)om świata, bo ja jestem cały z pokolenia kibiców, jeśli takie istnieje... Mam w domu arsenał (szaliki, koszulki, czapeczki) i jeśli trzeba, oczyszczam to wszystko z kurzu:) I pewnie byłbym w Chorzowie, żeby pomstować na Janasa, gdyby nie gips na nodze, a potem rehabilitacja, rehabilitacja...
Ale nie o tym miało być.
Nie bardzo wierzę w sny. Sny nas mamią, sny mówią nam to, co chcemy od nich usłyszeć, wołamy w pustkę o sny prosząc. Każdy z was pewnie przeżył moment zaklinania snów: niech mi się przyśni dalszy ciąg, niech ten sen trwa jeszcze chwilę, kiedy przestanie dzwonić budzik...
Coraz młodsi ludzie mnie słuchają na lekcjach, ale chyba coś podobnego ostatnio mówiłem, o ograniczonej mocy poznawczej snów, więc jeśli Ci młodzi ludzie tu bywają, wiedzą, o czym mówię.
I znowu nie o tym, ad rem, staw, ad rem.
Więc śniło mi się, że jestem uczniem/nauczycielem (dokładnie tak!) w liceum plastycznym. W Gdańsku. Organizujemy happening: malowanie ścian, asfaltu, okien, wszystkiego. Nie ma farb – i nagle są! Nie ma wina – jest!!! I to trwa tygodnie całe, a ja muszę zdecydować, czy przeprowadzić się do Gdańska. Na razie (tym razem nauczyciel) – codzienne dojazdy, Ale może w Gdyni mieszkanie? Kilka noclegów na Starówce w Gdańsku, wśród przyjaciół, nocne spacery trasami znanymi ze studiów, ale już rodzinę (współczesną!) trzeba w samochód i - jesteśmy! Poplątanie czasów, sen – jawa, poduszka na głowę, do kuchni po wodę, kołdra jak rozgwieżdżone niebo.

Liceum plastyczne? Ja!?
Kto mi ten sen zesłał? Kto mi go zadał? Od kilku dni nie mogę się od tej myśli uwolnić.
Nie wierzę?
w sny