środa, maja 21, 2003

Xero
Powiedziało się kiedyś, tak zupełnie przypadkiem, do słuchających: żyjemy w epoce xero; ja też, ale zwłaszcza wy. Obcujemy z kopiami, podróbkami, falsyfikatami, nawet nasze myśli są implantami - przede wszystkim kampanii medialnych. Powiedziało się i zapomniało natychmiast. A teraz czytam "Amerykę" Jeana Baudrillarda. W końcowym rozdziale "Baudrillard: słownik" Michał Paweł Markowski pisze:

Oto nasza kultura: wzajemne nakładanie na siebie wszystkich kategorii, zastępowanie jednej sfery przez drugą, pomieszanie gatunków". Seks nie jest już w seksie, lecz wszędzie indziej, co oznacza, że wszystko jest nacechowane seksualnością. Podobnie jest ze sportem i polityką: wszystko jest seksem, sportem, polityką, co oznacza jednocześnie, że nic nie jest seksem, sportem i polityką. [...] "Pakt symboliczny", dzięki któremu sztuka odróżniała się zawsze od zwykłej produkcji wartości estetycznych, został raz na zawsze złamany i odtąd znaki i dzieła krążą w nieskończoność po kulturze z niewiarygodną szybkością, my zaś "dekodujemy je według kryteriów coraz bardziej ze sobą sprzecznych". [...] Na tym właśnie polega "stopień xero kultury": po pierwsze rozmnożenie kopii, symulakrów, klisz, sobowtórów i klonów, po drugie zaś, całkowite przenikanie się wszystkich sfer i kategorii. [..] Od dawna już zadowalamy się obrazami i kopiami rzeczywistości: "potajemnie wolimy nie stawać w obliczu oryginału. Wszystko, czego nam trzeba, to copyrigt".


Niby nie to samo, ale podobnie. I jak to wytłumaczyć? Zeitgeist?


To tak a propos Dicka, do którego czasami zaglądam, i płodu braci-Słowian Wachowskich, do którego jeszcze nie zajrzałem.

Brak komentarzy: