czwartek, maja 22, 2003

Maciek, jakbyś miał chwilę czasu, to pogrzeb w kodzie. Może to ten skrypcik odświeżający jest winny? Pojęcia nie mam.
I może wrzuciłbyś licznik odwiedzin: wiedzielibyśmy, ile osób zagląda i myśli: "eeeeee, znowu nic, a mi nie chce się pisać!":))


Za moich czasów sprawdzian na studiach nazywał się "koło", a nie "kolos". Etymologia jest ta sama, ale widzę znaczącą różnicę: "kolos" to coś wielkiego, przerażającego, coś co zdającego przerasta. A "koło"? Ot, coś, co zdaje się z marszu, z biegu, w ruchu, co kryje wprawdzie w sobie pewną nieuchronność, ale oswojoną, raczej codzienną. Bliższe to znaczeniu: "w koło Macieju", "w kółko to samo", "fortuna kołem się toczy". Tu zdający ma przewagę nad procesem, nie poddaje się mu, spoglada na niego ze stoickim spokojem i mądrym dystansem. I jak tu nie być konserwatystą?:)

Brak komentarzy: