Wiesz, to ja już wolę taką tradycyjną doktorkę ze ślęczeniem po bibliotekach, walką z przypisami, analizą najnowszych edycji. Ma to w sobie coś z zen (cokolwiek to może znaczyć, wszak ja nie przepadam za zenkiem - zwłaszcza w jego wersji "dla ubogich", czyli new age)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz