niedziela, listopada 30, 2003

Mariusz Wilk z północy Rosji otumanionej wódą przesłanie daje jasne i do myślenia skłaniające wszystkich poza eurokratami:

"Bo dla mnie wszystkie religie, okrom tych, które nawołują do walki z innowiercami, są jednako bliskie: od szamanizmu Saamów do milczącej reguły Thomasa Mertona. W religii (jak i w sztuce) podziwiam wzlot ludzkiego ducha, czy to będzie bizantyjska ikona, czy lamajska thanka, cerkiew Przemienienia Pańskiego na Kiży czy katedra Notre Dame w Paryżu, wiersze Chuang Tzu, psalmy Dawida czy "Tryptyk rzymski" rzymskiego papieża. Jeśli bowiem odrzucimy sacrum, jak to próbowali zrobić bolszewicy, to pozostanie nam wóda i brednia, wystarczy spojrzeć dokoła. Dlatego zanim w turystykę zaczniemy się tu bawić jak Jura Naumow albo plenery dla artystów tworzyć jak Galina Skworcowa, nie mówiąc o dobywaniu uranu, o czym marzy Deribaska, najpierw należy przywrócić tutejszemu pejzażowi jego sakralny wymiar. Duchem tu się zakorzenić. Myślę...

-... to niebezpieczne - wtrącił ojciec Nikołaj - lepiej się pomodlić, w czasowni wszystko gotowe".

Czasownia to tyle, co kaplica. A w znaczenia o ileż bogatsza...

Brak komentarzy: