niedziela, października 12, 2003

Wklejam, już wklejam. Dostałem imprimatur, więc czuję się rozgrzeszony. Co do zakończenia: a masz na oku jaką lichwiareczkę?;)

objaśniam: nuand poniższe refleksje przed ogółem ukrył, a ja je upubliczniam!... ale najpierw zapytałem, nie myślcie, że jestem taki odważny. Wszak nawet postronni narodowie znają moc karykaturalnego ołówka nuandy...:)
Do Krakowa, Panowie, do Krakowa!

"No więc od dwóch tygodni jestem w Krakowie i powoli próbuję wsiąknąć w to miasto. Ostatnio odkryłem, że rynek Starego Miasta jest tylko przykrywką, czymś w rodzaju oficjalnej twarzy Krakowa, przynętą na portfele obcych, z których każdy otrzymuje tam namiastkę obcowania z niecodzienną kulturą, wyklętą poezją, awangardową sztuką, życiem studenckim i "klimatem miasta" (cokolwiek to nie jest, często się o tym słyszy). Gówno prawda. Prawdziwy Kraków jest w śródmieściu - na Placu Nowym, na który trafiłem przypadkiem którejś nocy... To jest dopiero atmosfera! Całe tętniące życiem podziemie ukrywające się w kilkunastu kamienicach, na których oko wodzącego wzrokiem po mapie nawet się nie zatrzyma! Lista obecności obejmuje cały przekrój społeczny (przypominam: jest godzina 23): malutkie dzieci bawiące się w kałużach, młodzież odzianą w dresy, pijącą wódkę na pustych straganach, bezrobotnych pijących wódkę na krawężnikach, bezrobotnych próbujących być "robotnymi" dzięki sprzedawaniu kiełbasy z grilla rozstawionego wprost na ulicy, bezrobotnych drących się i bluzgających na dzieci, nie chcące wrócić do domu, straż miejską swobodnie przechadzającą się w tłumie, meneli, dzianych gostków, snobów ubranych w markowe ciuchy, głodnych i obdartych artystów recytujących na głos swoje wiersze albo sprzeczających się na programowe tematy przy piwie, artystów uznanych i burżuazyjnych, cwaniaczków, anarchistów, punków, urzędasów, strażaków, kobiety brzydkie, kobiety piękne i kobiety, które nie zwracają uwagi ani jednym, ani drugim, kolesie w skórach, dresach, togach i garniturach, księży, ludzi w wieku średnim i w jesieni zycia, całe bractwo studenckie rozstawione po knajpach z muzyką jazzową, awangardową, rockową, bluesową, housową, drum&bassową oraz Bóg wie jaką jeszcze, w knajpach w stylu retro, new age, techno, undergroundowym i kilkunastu innych wystrojach... Wszystko to w dymie papierosów ciągnącym z knajp oraz w dymie węgla drzewnego o zapachu kiełbasy, rozchodzącym się z rusztów. Zupełnie jakby w zoo otworzyć klatki. Dookoła głośno i kolorowo jak w karnawale, nikt się nie awanturuje, nikt nie naskakuje na nikogo, wszyscy w zgodzie pomimo różnic. Obcy ludzie podchodzą do siebie, zapraszają się na piwo, rozmawiają, choć nigdy się nie widzieli - po godzinie tam spędzonej pójść na rynek to doświadczenie wprost szokujące. Na rynku ciemno, cicho, sztywno, obcojęzyczno i drogo. Jak sor będzie kiedyś w Krakowie, to wpadniemy do Antidotum. Będziem jak te dwa Raskolnikowy".

Brak komentarzy: